środa, 9 maja 2012

Robert E. Howard, „Conan i pradawni bogowie”


Któż nie słyszał o przygodach walecznego barbarzyńcy wyrosłego spod pióra Roberta E. Howarda? Conan Cimmeryjczyk na stałe zagościł tak w kulturze popularnej, jak i świadomości kolejnych pokoleń. Paski komiksowe, filmy, gry oraz całą gama gadżetów kolekcjonerskich stanowią niezbity dowód na to, że proza Howarda należy do twórczości ponadczasowej. Jednak w następstwie wszystkich tych pastiszów trudnością staje się uchwycenie granicy, za którą przestaje istnieć Conan howardowski, a rozpoczyna egzystencję twór jedynie wzorowany na oryginale. Z pomocą przychodzi najnowszy zbiór opowiadań (a także bonusów) zwracający uwagę na wiele istotnych, a dotąd pomijanych kwestii. Conan i pradawni bogowie Domu Wydawniczego Rebis to zarówno gratka dla fanów, jak i okazja, by niewtajemniczeni zapoznali się z kultowym bohaterem.

Wydanie otwiera kolekcja cytatów W hołdzie Robertowi E. Howardowi, krótka nota od tłumacza oraz przedmowa Marka Schultza, którego pełne dynamizmu ilustracje stanowią eleganckie dopełnieniem przygód Conana. Ilustrator ogniskuje swój tekst na problemie przelania słów w formę obrazów, ale jego myśli wychodzą dalej, ukazując między innymi najważniejsze elementy w twórczości Howarda. Następny, ostatni i zarazem najdłuższy materiał z pierwszych stron, to Wprowadzenie napisane przez Patrice’a Louineta. Skupia się ono zarówno na pisarskiej pracy Howarda, jak również analizie poszczególnych fragmentów opowiadań. Wielbiciele Conana nie będą zawiedzeni – opracowania ujęte zostały treściwie i szczegółowo.

Pierwszą opowieścią ze zbioru, zaraz po wierszu Cimmeria, jest historia zatytułowana Feniks na mieczu. Wbrew przypuszczeniom, nie opisuje ona zaczątków awantur Conana, a wręcz przeciwnie. Cimmeryjczyk, dożywszy wieku średniego, piastuje w niej stanowisko króla Aquilonii, do którego drogę wyrąbał sobie wcześniej mieczem i zuchwałością. Wydaje się przy tym odrobinę znudzony życiem wyzutym z przygód i co rusz czyhających nań niebezpieczeństw. Nic w tym dziwnego, wszak lata całe przyzwyczajał się do drak, wojen i warunków polowych. Tych ostatnich czytelnik również doświadczy, jednakowoż dopiero po zaznajomieniu się z intrygami dworskimi. Bo jakiż to dwór, gdy spisków brakuje?

Wytłumaczeniem niechronologicznego ułożenia opowiadań jest chęć zebrania ich w takiej formie, w jakiej „wyszły z maszyny do pisania”. Jako że Howard spisywał dzieje Conana tak, jak gdyby ten na bieżąco relacjonował mu najważniejsze z przeżytych wydarzeń, kolejne utwory nie tylko stanowią osobne całości, ale też wybiegają raz w przyszłość, innym razem w przeszłość. Tym sposobem druga opowieść, Córka mroźnego olbrzyma, przenosi w zasnutą śniegiem scenerię po dopiero co odbytej bitwie. Po nim zaś następuje skok ku egzotycznemu miastu, w którym Conan przypatruje się rozwiązywaniu zagadki niemalże kryminalnej.

Wydawać by się mogło, że ciągłe zmiany tła i postaci wprowadzą chaos, a czytelnikowi trudno się będzie odnaleźć. Nic bardziej mylnego. Howard na potrzeby Conana Barbarzyńcy wykreował fikcyjną erę w dziejach Ziemi, której spowodowany kataklizmami kres przypada na rok 9500 p.n.e. Epoka hyboryjska jest inna, a jednocześnie zbliżona do cywilizacji znanych z historii. Dzięki temu zabiegowi dłuższe opisy czy wyjaśnienia okazują się zbędne. Pisarz kilkoma zdaniami kreśli atrybuty sceny, a skojarzenia z daną kulturą pojawiają się automatycznie. Howard Phillips Lovecraft, którego korespondencja zostaje w książce przytoczona – i z którym wiązała Howarda nie tylko przyjaźń, ale również podobne motywy w twórczości, jak choćby groza przybyła z odległych zakątków wszechświata – uznał pomysł kreacji świata  podobnego do rzeczywistości za zupełnie nietrafiony. Twórca Conana jednak nie miał zamiaru tworzyć zupełnie odrębnego uniwersum.

Wszystkich opowiadań zawiera zbiór trzynaście – wcale nie pechowo – i w każdym z nich widoczne jest mocne pióro Howarda. Są teksty lepsze i gorsze (pisanie tych drugich powodowane było głównie zapotrzebowaniem finansowym na pewnym etapie życia pisarza), jednak bodaj wszystkie cechują się tętniącą życiem historią. Ponieważ Conan Cimmeryjczyk to nie tylko wpadanie w szały bojowe i ratowanie kobiet. Teksty o nim traktujące mają także inną wymowę. Oczywiście nie brak w nich magii, nekromancji, bitw z tysiącami żołnierzy i niewiast o bladym licu, jednak w ten sposób przedstawia się tylko wierzch. Pod nim Howard ukazuje między innymi bardziej ludzkie od ludzi potwory albo paradoksy cywilizacji.

Sam Conan na przestrzeni trzynastu opowiadań ulega subtelnym przemianom. Tu dowódca wojsk, tam złodziej albo król, pozostaje postacią wyważoną. Potężny i silny niby lew, prawie niezniszczalny samiec alfa, cechuje się również słabościami. Strach wywołany niedającymi się zgłębić za pomocą rozumu zjawiskami potrafi zmrozić mu krew. Niekiedy z potyczek wychodzi cało wyłącznie dzięki szczęściu lub pomocy innych. Jest on też nieokrzesany, barbarzyński – co często Howard podkreśla – i nade wszystko spragniony uciech cielesnych.

Jedną piątą objętości wydania stanowi zamieszczona na końcu Varia, czyli wszelkiego rodzaju dodatki. Wśród nich znajdują się noty o ludach hyboryjskich, pierwsza przedłożona wersja Feniksa na mieczu, szkice i fragmenty bez tytułów, mapy epoki hyboryjskiej oraz trzydziestotrzystronicowy Rodowód hyboryjski. To godna Conana i z pewnością warta przejrzenia zawartość. Wszak to na opowiadaniach o Cimmeryjczyku, z lepszym lub gorszym rezultatem, wzorowało się wielu późniejszych pisarzy fantasy.

Wydawnictwo Rebis, 2011

8 komentarzy:

  1. Wdarły się małe błędy. W czwartym akapicie ostatnie zdanie "do" zamiast "to". I chyba trochę mistrz Yoda pomieszał Ci zdanie: "Wszystkich opowiadań zawiera zbiór trzynaście". ^^

    Co to samej recenzji to w sumie w pełni się z Tobą zgadzam. U mnie recenzja Conana czeka na publikację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Literówka poprawiona, dzięki. Odnośnie inwersji, to rzuca ona akcent na ilość, co dobrze mi współgra z wtrąceniem.

      Usuń
  2. Naprawdę? W sensie, to naprawdę jest dobre?
    Siła uprzedzeń... Nigdy w życiu bym po to nie sięgnęła, spodziewając się... no nie wiem właśnie... Sieczki? Łomotu? Rozrywki dla dojrzewających nastolatków?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przeczę, że moja recenzja to recenzja osoby interesującej się gatunkiem (więc też jego powstawaniem), ale tak, Howard napisał dobre teksty. Plus do oceny wliczam wydanie, które zostało świetnie przygotowane.

      Usuń
  3. A mnie się tak bardzo nie podobało. Za dużo testosteronu i kobiet, które mdleją, gdy ON weźmie je w swe muskularne ramiona, bo to prawdziwy facet jest. Może mam zbyt "feministyczno-lesbijskie" poglądy. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie coś o prawdziwym mężczyźnie ;). Na "Conana" ostrzę sobie zęby już od jakiegoś czasu i po Twojej recenzji widzę wyraźnie, że warto po niego sięgnąć.

    Słowo "jednakowoż" zawsze mnie rozwala, może dlatego, że jest nadzwyczaj nadużywane przez panienki typu "ąę". Nie ma nic przyjemniejszego, niż słuchanie tekstów typu: "Cenię chipsy serowo-cebulowe, jednakowoż dzisiejszego dnia w ramach wyjątku zakupię paprykowe" xD.

    Poza tym wdarł Ci się chyba mały błąd - słowo "bitwy" odmieniamy na "bitew", a nie "bitw" (choć mogę się mylić, językoznawcą wszak nie jestem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już tak mam, że piszę recenzję pod wpływem książki, tzn. głównie wpływem językowym. Stąd „jednakowoż w ramach wyjątku paprykowe…”. :)

      Słownik definiuje „bitw” jako wyraz rzadziej używany. Zostawię tak jak jest, nie tylko hipsterom wolno bojkotować mainstream. ;)

      Usuń
  5. Aha, i odnośnie Twojego komentarza u mnie - wiadomo, że byłoby miło, gdyby bohaterowie udomowili tygrysa, ale wtedy to nie byłby horror ;). Poza tym tygrysy są wyjątkowo trudne do ujarzmienia i w porównaniu z innymi dzikimi zwierzętami nadzwyczaj często atakują ludzi.

    OdpowiedzUsuń