czwartek, 12 kwietnia 2012

Philip K. Dick, „Ubik”


Ubik, często określany jako najważniejsze dzieło Philipa K. Dicka, doczekał się godnego wydania. Duży format, gruba oprawa, piękne ilustracje Wojciecha Siudmaka (znanego już z ilustrowania Kronik Diuny) i przedmowa Łukasza Orbitowskiego wskazują na obcowanie z klasyką literatury nawet nieobeznanym. Taką odsłonę Dicka aż chce się zobaczyć na półce. Dość jednak pochwał w stronę wydawnictwa, wszak nie Dom Rebis jest tu najważniejszy. Pamiętaj tylko – wskazane jest używanie Ubika zgodnie z instrukcją…

W swojej przedmowie Łukasz Orbitowski dotyka bodaj najistotniejszych kwestii zawartych w powieści i usiłuje zestawić je z życiorysem Philipa K. Dicka. Zadanie to nader ciekawe, ponieważ Dick był wyjątkowo barwną postacią. Zresztą, zainteresowani science fiction znają zapewne co najmniej kilka zwariowanych anegdot związanych z amerykańskim pisarzem; narkotyczny sposób pisania przezeń książek albo historię o chęci zdemaskowania Stanisława Lema, jakoby „wieloosobowego komitetu” partyjnego. Orbitowski pisze szczegółowo o środkach, jakie autor Valis wykorzystywał przy pracy, porównuje jego cierpienia do cierpień Kierkegaarda czy Nietzschego, a nawet Gustawa-Konrada. Stawia pytania odnośnie wpływu narkotyków, tak na samą twórczość, jak i całe wypełnione poszukiwaniem Absolutu życie pisarza. Przedmowa jest dużym ułatwieniem do prób zrozumienia powieści i warto zwrócić na nią uwagę. Wprawdzie zdradza też ważne wątki fabularne, ale i nic nie stoi na przeszkodzie, by oddać się jej lekturze już po przeczytaniu tekstu właściwego.

Świat przedstawiony w Ubiku opisuje niedaleką przyszłość z perspektywy czasu pisania książki, konkretnie zaś rok 1992. Wedle zamysłu Dicka są to czasy, w których kluczową pozycję zajmują ludzie obdarzeni zdolnościami paranormalnymi. Telepatów i jasnowidzów zatrudnia się w wielkich firmach, istnieją również korporacje „antypsi” zajmujące się niwelowaniem działań tych pierwszych. Nastąpił niebywały rozwój medycyny – nie sposób określić wieku danego człowieka, a zastępcze organy działają niemalże bez zarzutu. Egzystencję prowadzą także półżywi. Instytucje takie jak „Moratorium Ukochanych Współbraci” zapewniają klientom trwanie w półżyciu, zawieszenie pomiędzy jednym a drugim światem. Jakim jest ten drugi; czy buddyjskim odrodzeniem się w innym łonie? Czy odejściem zupełnie gdzie indziej? Odpowiedzi na podobne tym pytania wciąż pozostają tajemnicą.

Główny bohater, niejaki Joe Chip, to pracownik firmy przeciwdziałającej mocom parapsychicznym. Wiecznie zadłużony, mieszkający w niemal polowych warunkach, spotyka na swojej drodze Pat Conley – młodą femme fatale o niebywałej mocy psionicznej. W taki oto sposób zaczynają się kłopoty. Od tej pory jawa i ułuda będą się ze sobą przeplatać, a niekiedy zupełnie plątać. Kartezjańskie cogito ergo sum utraci swoje znaczenie. „Czy ja istnieję?” będzie pytaniem jak najbardziej adekwatnym, tyle tylko, że odpowiedź na przestanie być możliwa do zweryfikowania. (Na płaszczyźnie tej kolejny raz widać zainteresowanie Dicka solipsyzmem). Mniej więcej od połowy książki autor dostarcza nikłych przesłanek do budowy teorii, czasem absolutnie sprzecznych, i wodzi za nos zarówno czytelnika, jak i bohaterów. Nie raz i nie dwa można zachodzić w głowę, co tak naprawdę jest rzeczywistością, a co nią nie jest. Co w ogóle znaczy „rzeczywisty”?

Historia rozwija się powoli, pytań przybywa, zaś odpowiedzi wciąż brakuje. Wszystko, każdy szczegół, może mieć znaczenie, jednak zebrać szczegóły w całość to rzecz najtrudniejsza. Tłem dla zastanowienia i dla poczynań bohaterów Dick ustanowił obojętny świat maszyn. Pozbawione uczuć, zmechanizowane realia przyszłości wydają się bolączką wielu pisarzy science fiction i nie inaczej stało się w tym przypadku. Treść ta najbardziej widoczna jest przy opisach prozaicznych czynności dnia codziennego. Momentami Dick stosuje humorystyczne paradoksy, co tym bardziej uwydatnia problem, a zarazem rozluźnia odrobinę atmosferę.

Świetnie wykreowany został motyw przewodni – Ubik. Czym albo może kim jest ten intrygujący twór? Początek każdego rozdziału przewrotnie przedstawia Ubika jako substancję cudotwórczą, panaceum i środek oferowany w reklamach. „Rewelacyjny nowy sos do sałatek Ubik. Nie włoski, nie francuski: całkowicie nowe i odmienne doznanie smakowe, które zaczyna podbijać świat. Daj się ponieść Ubikowi! Nieszkodliwy po przyrządzeniu według instrukcji”. Jak zgrabnie połączyć nachalne epatowanie reklamowymi sloganami ze stawianiem pytań o Absolut? To zdolność właściwa Dickowi i jego twórczości.

Ubik to wyjątkowa, niestarzejąca się powieść, której mogą dać się porwać tak wyjadacze science fiction, jak i entuzjaści innych gatunków. Najnowsze wydanie tym bardziej zachęca do kupna, zwłaszcza że w edycji dzieł wybranych znajdują się też między innymi Valis i Człowiek z Wysokiego Zamku. Książkę można polecić także tym, którzy nie słyszeli wcześniej o autorze. Jest mniej psychodeliczna od – na przykład – Trzech stygmatów Palmera Eldritcha i wybitniejsza od kilkunastu innych powieści z dorobku Philipa K. Dicka.

Wydawnictwo Rebis, 2011

8 komentarzy:

  1. Ooo jestem tu pierwszy :) Niesamowite! No dobra, a co do recenzji to w pełni się z Tobą zgadzam i w sumie nie mam nic do dodania. Cieszę się, że się podobał :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę się spóźniłam. ;) Chociaż i tak nie dodam nic więcej, co najwyżej mogę się pod powyższym podpisać.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Ubika", wstyd się przyznać, jeszcze nie czytałam. Zachęca mnie to nowe wydanie, bo Siudmaka uwielbiam i bardzo cenię. Klasyka, trzeba znać:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dostałam tę pozycję od kumpla, czeka na czytanie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy "Ubik" jest najważniejszą powieścią Dicka - można dyskutować. Na pewno jedną z najważniejszych, a do tego po prostu obowiązkową dla fantastów. Osobiście za największe jego osiągniecie uznałbym "Trzy stygmaty..." (w pełni rozwinięte pomysły z innych książek i opowiadań), ale to ocena bardzo subiektywna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardzo cenię "Trzy stygmaty...". Pewnie musiałabym odświeżyć książkę, by zdecydować jak ma się ona do "Ubika", bo kilka lat jednak robi swoje. Do tego czasu pod tym względem zestawiać ich ze sobą nie będę. Wiesz, "określany jako najważniejszy" nie znaczy jeszcze, że to jakaś odgórna i jedyna właściwa opinia, po prostu wielu tak twierdzi. ;)

      Usuń
  6. "Wiesz, "określany jako najważniejszy" nie znaczy jeszcze, że to jakaś odgórna i jedyna właściwa opinia, po prostu wielu tak twierdzi."

    Wiem. ;)

    A tak w ogóle, w przypadku twórczości Dicka zawsze zastanawiam się, czy wyżej wymienione teksty (i wiele innych) powstałyby gdyby nie zamiłowanie pisarza do substancji aktywnych. Jak wiedzą fani Dicka, bynajmniej nie chodzi tu o kofeinę i teinę... hi, hi, hi.
    Zresztą, temat można rozciągnąć na innych pisarzy, nie mówiąc już o malarzach, filmowcach i przede wszystkim muzykach.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Ubik" to mój zdecydowanie ulubiony utwór Dicka i z wielką przyjemnością przeczytałam tę recenzję. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń