sobota, 3 marca 2012

Jeffrey Thomas, „Listy z Hadesu. Punktown”


Czyściec nie istnieje. Funkcjonują jedynie niebo i piekło, Jin i Jang, wieczne zbawienie lub wieczne potępienie. Starotestamentowy Bóg, „schizofreniczny władca całego Stworzenia i Zniszczenia”, nie przebacza agnostykom, prostytutkom, buddystom, dzieciom nieochrzczonym, neandertalczykom… Nie przebacza nikomu, kto nie przyjął do serca Jezusa, czy to z niemożliwości, czy każdego innego powodu. Bezwzględne reguły rządzące wszechrzeczą dyktuje On, sprawiedliwy (czyżby?) i bezlitosny, i jakkolwiek niezrozumiałe mogłyby się one wydawać, podważanie ich nie prowadzi do niczego. Chyba że do piekła. Jeffrey Thomas ukazuje implikacje religii chrześcijańskiej – widziane oczyma potępionego – w nie do końca krzywym zwierciadle. Jego wizja odznacza się głównie zgrabnie przedstawionymi zagadnieniami i malowniczością.

„Tantum religio potuit suadere malorum”
Pierwszy utwór książki, Listy z Hadesu, to w istocie wcale nie listy, a dziennik potępionego. Młody niespełniony pisarz trafił do piekła po tym, jak ujął w dłonie strzelbę i wycelował sobie w głowę. Samobójstwo nie było jednak jego największą zbrodnią, o czym najdobitniej świadczy wypalone „A” na czole. Największą zbrodnią okazał się agnostycyzm. Nic w tym dziwnego – jak sam przypuszcza, wrota do nieba stoją otworem nawet dla zabójców, byle tylko zabójców głębokiej wiary. Podobnymi paradoksami usiana jest cała powieść Thomasa. Piekłem nie rządzą Szatan do spółki z Lucyferem, ba, oni wcale nie istnieją. To Ojciec, którego wymawianie imienia grozi torturami, sprawuje pieczę nad całym stworzeniem. Ponadto, niewykluczone, że zadawanie cierpienia – zwłaszcza tym, którzy wybrali drogę nienarzuconego przez religię sposobu myślenia – sprawia mu satysfakcję. Albo może dawno już postradał zmysły; może jest psychopatą? Kulącym się ze strachu, bezsilnym starcem? Tego przewrotnego obrazu Boga i zaświatów nie trzeba odczytywać jako negacji wiary; raczej jako karykaturę wyobrażeń wiernych. W takim rozumieniu Listy sprawdzają się znakomicie.

Wykreowana wizja Hadesu charakteryzuje się różnorodnością. Początkowo Thomas tworzy atmosferę właściwą piekłu, w którym beznadzieja, makabra i ogrom udręki wysuwają się na plan pierwszy. Demony maltretują dusze na wszelkie możliwe sposoby, zaś krąg bólu nigdy nie ma końca: ciała ludzi, nieważne jak dotkliwie zranione, zawsze powracają do stanu pierwotnego. Łatwo także odszukać w tekście nawiązania do piekła, które miało miejsce w rzeczywistości: opis rzędu nagich przybyłych do Hadesu, wyczekujących na nieuniknione, do złudzenia przypomina hitlerowskie obozy zagłady. Z kolei żądne rozrywki anioły to harleyowcy wyposażeni w białe szaty i równie białe spiczaste czapki z otworami na oczy. Wszystko to awers uniwersum Thomasa, natomiast rewers prezentuje się zgoła inaczej. Jego Hades wbrew pozorom żyje, próbują także żyć udręczone dusze.

Potępieńcy zbijają się w grupy, zamieszkują w miastach, zakładają rodziny. Metropolie funkcjonują w oparciu o przyzwolenia demonów, istnieją instytucje i hierarchie. Istotnym zdaje się fakt, że same demony przede wszystkim wykonują powierzoną im pracę. Na tym poziomie, próbie oswojenia sobie piekła, rozgrywa się główny wątek powieści. Niestety, linia fabularna nie spełnia wszystkich nałożonych nań oczekiwań. Dość prosta i przewidywalna sprowadza na ziemię czytelnika przygotowanego na więcej po obiecującym początku i malowniczej scenerii.

„Przeze mnie droga w miasto utrapienia, przeze mnie droga w wiekuiste męki, przeze mnie droga w naród zatracenia”
Druga część książki obejmuje zestaw osiemnastu krótkich opowiadań pisanych na przestrzeni lat. Spoiwem łączącym poszczególne utwory jest tytułowe miasto – mieszanka ludzi i przybyszów z innych planet, klonów oraz mutantów. Pod względem kreacji świata, Punktown w żaden sposób nie ustępuje Hadesowi. Równie wyraziście cechuje się mroczną, duszną atmosferą, wszechobecnym brudem, zepsuciem i rozpaczą. Różnica widoczna jest w zakresie poruszanych tematów, gdyż Punktown oferuje ich więcej.

Zbiór otwierają Duchy w deszczu, przerażający obraz czynów do jakich zdolny jest umysł przekonany o wyższości człowieka nad innymi stworzeniami. Nastrój grozy rozciąga się na Różowe pigułki, Sezon na skóry i Sekcję duszy. Wakizashi przedstawia zagadnienia dotyczące tolerancji wobec odmiennych religii, rytuałów i kultur. Temat determinantów człowieczeństwa powraca w Drogocennym metalu, zaś Siostry Niemiłosierdzia opowiadają o niewysłowionym okrucieństwie. Oddani książkom i księgarniom powinni docenić Światło bez końca– historię miłości rodzącej się u przedstawicieli odmiennych ras, ale na tyle uniwersalną, że można odczytywać ją na wiele sposobów. We wszystkich opowiadaniach, tak tych jak i niewymienionych, widoczne są przede wszystkim dwa aspekty. Nieskrępowana wyobraźnia Thomasa i styl, który każe przypuszczać, że wszystkie te wydarzenia miały miejsce naprawdę.

Jeśli tylko czytelnik potrafił się będzie zdystansować i nie zapała żarliwym pragnieniem spalenia autora na stosie – głównie za Listy – warto polecić mu tę pozycję. Mimo niedociągnięć fabularnych to kolejna uczta dla wyobraźni i być może bodziec do zastanowienia. Tematów wszak Thomas bynajmniej nie skąpi.

Wydawnictwo Mag, 2009

5 komentarzy:

  1. Narobiłaś mi ochoty, a tu wypadałoby się raczej z MacDonnaldem zapoznać w następnej kolejności ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta druga część złożona z opowiadań niezbyt mi pasuje, ale myślę że - mimo tego - i tak się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pojawilam sie dzisiaj na GG, ale Ciebie nie bylo. Mam nadzieje, ze nie stalo sie nic zlego (wiesz, ze mam w zwyczaju sie strasznie martwic ;) ).

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, czy moge to napisac, ale snilo mi sie, ze jechalysmy gdzies razem pociagiem i rozmawialysmy z jakims chlopakiem, ktory w penwym momencie zapytal: "Kto to jest Drizzt Do'Urden?", a Ty na to: "A, jakis polork..." :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie mogłam być ja, nie pomyliłabym elfa z półorkiem. ;)

      Usuń