sobota, 31 marca 2012

Naomi Novik, „Smok Jego Królewskiej Mości”


Czasy wojen napoleońskich, Bonaparte przygotowuje się do inwazji na Wielką Brytanię. Podstawą dla działań wojennych są siły powietrzne, a mówiąc ściślej, siły przerośniętych jaszczurek. Od kiedy Rzymianie udomowili dziko żyjące europejskie rasy, prowadzi się hodowle smoków i wykorzystuje je jako swoiste machiny wojenne. Istnienie mitycznych bestii nie odmienia jednak dziejów ludzkości – bieg wydarzeń toczy się znanym ze szkoły torem. Ta nie do końca alternatywna wersja historii swój początek ma w Smokach Jego Królewskiej Mości, pierwszej części siedmiotomowej serii Temeraire.

Załoga okrętu „Reliant”, z głównym bohaterem Williamem Laurence’m na czele, przechwytuje francuską fregatę. Mrożących krew w żyłach momentów niestety poskąpiono – nie tylko w tym fragmencie powieści – Francuzi przegrali na chwilę przed wmieszaniem się do akcji czytelnika. Widocznie walka nie była na tyle istotna, by ją przedstawiać, idźmy zatem dalej. Arystokratyczne przemyślenia Laurence’a przerywa w krótkim czasie wiadomość od jednego z poruczników. Jak się okazuje, na zdobytej „Amitie” znaleziono skarb. Skarb zresztą nie byle jaki, a wręcz przystający do miana „z prawdziwego zdarzenia”. Na domiar tego, zupełnie zaskakujący całą załogę. Nas prawdopodobnie odrobinę mniej, wszak dostaliśmy podpowiedź w tytule. A żeby już całkiem rozwiać wątpliwości: jajo nie jest ani kurze, ani nawet przepiórcze. Dalszą fabułę z pewnością każdy sam sobie dopowie. Nie będzie to zadanie trudne, bowiem większość objętości książki stanowią przygotowania, przygotowania i… przygotowania.

Naomi Novik nie ustrzegła się przed bolączką właściwą dla pierwszych tomów sagi. Smok… od początku do samego końca zdaje się być wyłącznie wprowadzeniem. Kapitan Laurence, mimo że doświadczony na morzu, w przestworzach aspiruje co najwyżej do miana laika. Uczy się zatem, razem ze swoim smokiem, najpierw samodzielnie, następnie w bardziej zinstytucjonalizowanej formie. Główny wątek fabularny, będący w zasadzie jedynym wątkiem książki, to treningi właśnie. Autorka rozdrabnia się przy tym na najmniejsze detale, poczynając od ukazywania jadłospisu smoków, a kończąc na wielokrotnych opisach uprzęży. Dzięki tej szczegółowości widać dopracowanie przedstawionego świata. Ale nie ma co liczyć na wartką, wbijającą w fotel akcję, ponieważ ta zwyczajnie nie istnieje. Fabuła brnie do przodu, lecz monotonnie, miejscami usypiająco. Zwrotów akcji i dramatycznych uniesień zabrakło. Jedynymi smaczkami okazują się kwestie związane z rozdźwiękiem pomiędzy światem wyższych sfer a wszystkimi pozostałymi. I smoki. Latające bestie opisane zostały wyczerpująco. Nie ma wątpliwości, że to one piastują najważniejsze miejsce.

Język – precyzyjny i elegancki – to atut powieści. Novik buduje zdania cieszące oko, nie szczędząc przy tym żargonu i manieryzmu w dialogach. Bez problemu daje się uwierzyć, że w dany sposób zachowałby się kapitan, oficer, marynarz, a nawet awiator. Drugą stroną medalu jest jednak jednostajność formy – niekiedy można odnieść wrażenie, że stawianie kropek sprawia autorce ból. Przy opisie pejzażu jej styl sprawdza się doskonale, jednak gdy wreszcie zaczyna się cokolwiek dziać, sam język potrafi zwolnić tempo akcji.

Tym, co pozostawia najwięcej do życzenia, jest kreacja bohaterów. Czy to postać pierwszo, czy drugoplanowa, i tak nudzi. Spośród całego szpaleru przewijających się mężczyzn i kilku kobiet, nie znajdzie się nikt o osobowości wartej uwagi. Bohaterowie Smoka… to ludzie absolutnie nieskomplikowani. Bardziej lub mniej poddający się władzy konwenansów, ale zawsze łatwi do określenia. Podobnie sprawa ma się z wydźwiękiem poruszanych zagadnień. Choć większość bohaterów to osoby dorosłe, problemy, z jakimi się borykają, przeznaczone są dla młodszego odbiorcy. Między wersami, ale zupełnie jawnie, przemykają wartości takie jak przyjaźń, zaufanie, szacunek, pracowitość…

Smok Jego Królewskiej Mości to prosta, momentami przyjemna i niewymagająca lektura, adresowana głównie do młodzieży, ewentualnie do wielbicieli smoków. Zawarta w niej problematyka nie jest ani zawiła, ani wymagająca głębszego zastanowienia. Zaniedbanie prowadzi do złego, zdrada zostanie ukarana, szlachetność popłaca i tak dalej, i tak dalej. Jeśli tego czytelnik oczekuje, książka będzie trafnym wyborem. W innym wypadku można się rozczarować.

Wydawnictwo Rebis, 2007

19 komentarzy:

  1. Pierwsza książka, która dostała etykietę "Niezłe". Biorąc pod uwagę Twoją radość po wczorajszym wyjściu z biblioteki, myślę, że na dość długi czas pozostanie jedyną na tej półce. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że kreacja bohaterów kuleje, bo bardzo lubię czasy wojen napoleońskich i książki osadzone w tym okresie... No nic, nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Domyslam sie, ze po prostu problemy przedstawione w ksiazce byly zbyt banalne, jak na Twoj gust (wybacz, ze sie tego czepiam, ale spodobalo mi sie to okreslenie jak niewiem ;D).

    A na powaznie: lubie szczegolowosc opisow, niezbyt szybko ciagnaca sie akcje ("Siewca..." mnie pod tym wzgledem mocno zawiodl), moralizatorstwo i ladny styl, wiec po "Smoka..." zapewne siegne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dalszym ciągu nie jestem w stanie uchwycić żartobliwego wydźwięku sformułowania „pospolite/niepospolite problemy”, bo głównie w takim kontekście go użyłam, ale jeśli faktycznie cieszy, to dobrze.

      Fabryka Słów do pewnego czasu inwestowała wyłącznie w powieści przepełnione akcją, „Siewca” jest dobrym tego przykładem.

      Usuń
  4. Chodzi mi glownie o to, ze jak dla mnie niebanalnosc problemow nie powinna byc nigdy wyznacznikiem wartosci ksiazki. Szczegolnie, gdy mowimy o fantastyce, ktora z natury ma raczej bawic, niz uczyc.

    Fabryka Slow zawodzi mnie na kazdym kroku. "Siewca..." jest jak dla mnie az za bardzo przepelniony akcja, szczegolnie watpliwej jakosci akcja. W "Achai" takiego przepelnienia niewyczuwalam i podobalo mi sie samo tempo akcji. Ktos mi kiedys powiedzial, ze Fabryka Slow wydaje najgorsze ksiazki fantasy, ale poki co nie ustosunkowuje sie do tego, bo przeczytalam zaledwie dwie, a "Siewce..." uznaje raczej za bladw sztuce idobry chwyt marketingowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz ewentualne literowki i bledy ;).

      Usuń
    2. Dla mnie wyznacznikem wartości książki są wszystkie szczegóły z osobna i skomponowana całość. Jeśli poruszane problemy nie przewijają się w pięćdziesięciu procentach pozycji, a są ciekawe, absorbujące, nakłaniające do refleksji etc., to jest to wyznacznik równie dobry do zakupu/niezakupu jak cała reszta, o której warto wspominać w recenzjach. Nie zgodziłabym się też, że współczesna fantastyka z natury ma bawić (i kropka), bo to trochę dewaluuje szeroki gatunek, którego dana pozycja może przedstawiać wszystko to, co np. literatura powszechnie uznawana za piękną.

      Usuń
    3. A jeszcze co do Fabryki, swego czasu miałam podobne zdanie o jakości ich książek w porównaniu do innych wydawnictw. Wybijał się jedynie Grzędowicz. Obecnie rozszerzyli ofertę, ale ja i tak rzadko kiedy sięgam po ich książki, więc jestem odrobinę w tyle.

      Usuń
  5. A ja się nie zgadzam z Twoim zdaniem na temat bohaterów. Uważam, że Novik świetnie (choć z lekka humorystycznie) pokazała swego rodzaju zderzenie światów i szok, jaki nasz pan kapitan przeżył, przenosząc się z pełnej sztywnych konwenansów marynarki wojennej do luźniejszych sił powietrznych. W ogóle to był świetny trik, pozwalający autorce na wprowadzenie bohaterów o bardziej współczesnej mentalności.

    Za to co do wprowadzającego charakteru pierwszej powieści, muszę się zgodzić. W ogóle uważam, że najmocniejszą stroną cyklu jest ukazanie miejsca smoków (czyli drugiego inteligentnego gatunku) w różnych kulturach. A także, na tej samej zasadzie, nawiązanie do problemu niewolnictwa. No ale to wszystko dopiero w kolejnych tomach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rozdźwięku pomiędzy światami nadmieniłam; motyw ładnie przedstawiony i owszem, wprowadzający bardziej współczesny światopogląd, ale to tyle, jeśli o niego chodzi. Nie widzę związku z brakiem wybitnych, wyrazistych, zapadających w pamięć (i tak dalej) bohaterów o takiejż psychice. Nawet potencjalna przedstawicielka mocnego charakteru potraktowana została po macoszemu i w gruncie rzeczy niczego się o niej nie dowiadujemy.

      Nie wykluczam, że z następnymi tomami się zaznajomię, na pewno nie przy najbliższej okazji, ale chętnie sprawdziłabym, jak się to dalej potoczy.

      Usuń
    2. Jeśli mówisz o tej przedstawicielce, o której myślę (czyli tej starszej), to dowiemy się więcej w kolejnych tomach.;) Poza tym, jak dla mnie to tymi prawdziwie wyrazistymi postaciami są smoki, a nie ludzie. Biorąc pod uwagę fakt, jak są traktowane w Europie, trudno się spodziewać twardych charakterów, ale wraz z poznawaniem innych kultur okaże się, że nie taki smok spolegliwy, jak go malują. Laurence dla mnie jest postacią wyrazistą, choć może dość przewidywalną. Ale przewidywalność nie stoi na drodze wyrazistości - jak mawiają psychologowie, tylko psychopaci są nieprzewidywalni.;)

      Usuń
    3. O niej mówiłam i tak też zakładałam, że dopiero po wyjściu ze wstępu, i po poznaniu innych kultur, może zrobić się ciekawiej. W moim odczuciu nawet Laurence był nudny. Trzymający się zasad, na szczęście nie aż do bólu, honorowy, prawy, same mdłości. A w powiedzonko psychologów nie wierzę, za długo jestem sobą, by mnie nabrali. ;)

      Usuń
    4. Dla mnie Laurence był strasznie irytujący przez te swoje zasady (tak jak i Ned Stark - jest to taki rodzaj bohatera, któremu czytelnik ma zamiar przemówić do rozumu z rękami zaciśniętymi na szyi delikwenta;)), ale nudnym bym go nie nazwała. Mi się z resztą w ogóle relacje między bohaterami wydają w pewnym sensie austeinowskie - ale to pewnie takie subiektywne uczucie.;)

      Usuń
  6. Czytałam eony temu, całkiem niezła, kolejne tomy nie dorastają jej do pięt.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciężko mi było "wgryźć się" w tę serię, ale w końcu ją polubiłam i z ogromną przyjemnością sięgałam po kolejne tomy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Już jakiś czas temu rzuciła mi się w oczy, jednak miałem mieszane uczucia. Niby ciekawy pomysł, połączenie smoków i znanej nam historii ale za to sądząc po ocenach i opiniach niezbyt dobrze wykorzystany. Co prawda smoki bardzo lubię, ale chyba nie do tego stopnia by się męczyć z lekturami, które wydają się być zaledwie średnie. Tak więc myślę, że panią Novik sobie odpuszczę, albo też pozostawię na chwilę totalnej posuchy literackiej.

    OdpowiedzUsuń