niedziela, 26 lutego 2012

Andrzej Sapkowski, „Żmija”


Andrzeja Sapkowskiego nie trzeba przedstawiać chyba nikomu. Pięciotomowa saga o wiedźminie Geralcie przyniosła mu sławę mistrza polskiej fantastyki i szereg nagród, książki zaś przetłumaczono na piętnaście języków. Tytuł podtrzymał Sapkowski Trylogią o Reynevanie, fantastyczno-historyczną opowieścią w tle mającą wojny husyckie. Można by się spodziewać, że pisarzowi tego pokroju trudno będzie cokolwiek zarzucić. Tymczasem najnowsza jego powieść zbiera więcej cięgów niż pochwał. Co może być tego powodem?

Przede wszystkim Żmija znacznie odbiega od wcześniejszej twórczości Sapkowskiego. Historia osadzona została w Afganistanie, głównie we współczesności, w swoim wydźwięku zaś bardziej przystaje do realizmu magicznego niż do fantastyki. Oto bowiem rok 1989, Związek Radziecki interweniuje siłami zbrojnymi. W tychże siłach zbrojnych czytelnik poznaje głównego bohatera. Praporszczyk Paweł Lewart to żołnierz odznaczający się nikłymi – zahamowanymi w dzieciństwie – zdolnościami paranormalnymi. Jednak fabuła powieści tylko w niewielkim stopniu skupia się na Lewarcie, więcej miejsca poświęcając ogólnemu spojrzeniu na wojnę oraz na Afganistan – kraj, który od wieków pozostaje niezdobyty. Trudniej przez to odnaleźć punkt zaczepienia, dzięki któremu można by się w książce odnaleźć.

Użyta technika narracyjna przywodzi na myśl dokument, tym trudniejszy w odbiorze, że obfitujący w specjalistyczne nazewnictwo. Kiedy doda się do tego osobliwy, polsko-rosyjsko-afgański żargon, przyjemność płynąca z lektury może nieco zubożeć. Nie na wiele zdaje się nawet zamieszczony przy końcu „słowniczek afgański”, ponieważ aby zrozumieć wszystko, o czym się czyta, trzeba by sięgać do niego co kilka stron. Ewentualnie można by się przeszkolić z zakresu militariów, języka rosyjskiego, a w najlepszej wersji (i zarazem najbardziej pesymistycznej) samemu się na wojnę wybrać. Koniecznie w Afganistanie, bo przecież o Afganistan się tutaj rozchodzi.

Powyższy akapit odnosi się do niewiedzy potencjalnego czytelnika, wszak gdyby laik wiedzę posiadał, nie gubiłby się wcale. Całkiem prawdopodobne, że Sapkowski z takiego założenia wychodził. Co natomiast dotyczy zmysłu obserwacji autora, to ten od czasów Geralta niewiele się zmienił. Oczywiście, widać to zwłaszcza we fragmentach, które nie nakazują zastanawiać się, co to takiego DSzB, BRDM, KPWTy i KNP. Zmieniło się natomiast natężenie humoru, szczęśliwie tylko nieznacznie: gry słowne, ironia i aluzje wciąż mają się nieźle.

Zdecydowanie najsłabiej powieść wypada pod względem kompozycyjnym. Połączenie poszczególnych jej warstw – realistycznej, magicznej i publicystycznej – nie udało się Sapkowskiemu najlepiej, tak jakby nie był zdecydowany, w jaki sposób całość powinna się prezentować. Może gdyby zrzucić z opowieści zbędny balast – pozbyć się niepotrzebnych wtrętów i wygładzić stronę językową – otrzymalibyśmy wyróżniające się opowiadanie? Niewykluczone, że wówczas Żmiję bardziej by doceniono.

Wydawnictwo SuperNOWA, 2009

10 komentarzy:

  1. Biorąc pod uwagę wrażenia, którymi dzieliłaś się podczas lektury, myślałam, że wytkniesz więcej błędów.

    Samej książki jestem ciekawa, więc mam nadzieję, że znajdę czas gdzieś między fizjologią, analityczną i fizyczną. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze tej książki nie tknęłam i jak na razie, daję sobie z nią spokój, bo na tę chwilę nie po drodze mi z tematyką.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, tym razem niezbyt się zgadzamy. O "Żmii" już pisałam (o tutaj http://kronikaksiazkoholika.blogspot.com/2010/09/wcale-nie-zota-zmija-andrzej-sapkowski.html) i moje zdanie wynika głównie z faktu, że poczułam się oszukana. Wydawca owszem, ostrzegał, że książka jest inna niż poprzednie, ale ani słówkiem się nie zająknął, że to 1) wcale nie fantastyka i 2) wcale nie powieść, tylko rozwleczone opowiadanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozwleczone - zdecydowanie!
      Czytałam kiedyś tam, jeszcze przed bloggerem, i nie pokusiłam się o kilka słów więcej.
      Bo i warto nie było.
      Być może fani tematyki wojennej znaleźliby w tej książce coś dla siebie, ale to po prostu nie był Sapkowski, którego kiedyś darzyłam sympatią.

      Usuń
  4. Nigdy w planie tej książki nie miałem i tak też pozostanie.

    A tak z innej strony, myślałaś nad metryczkami? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie myślałam. Wiem, jestem Bardzo i Wybitnie Złą Osobą. A nie Googlem.

      Usuń
  5. To jedyna książka Sapkowskiego, której dotychczas nie czytałam... i nie jestem pewna, czy chcę to zmienić

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie tknąłem, choć fanem Sapkowskiego jestem. Zmiana tematyki do mnie nie przemówiła na początku, bym sięgnął po książkę zaraz po jej wydaniu, a pojawiające się następnie niepochlebne opinie odstraszyły mnie na amen.
    W słownictwie akurat bym się odnalazł, bo to moja działka, że tak powiem, ale z recenzji widzę, że nudziłbym się.

    OdpowiedzUsuń
  7. O ile sagę wiedźmińską, jak i trylogię husycką szczerze uwielbiam o tyle do sięgnięcia po "Żmiję" nie jestem się w stanie przemóc, a Twoja recenzja jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że po prostu nie warto się męczyć, bo ani tematyka nie wydaje się zbyt ciekawa, ani wojskowy żargon z którym miałabym prawdopodobnie spore trudności.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałem i wystawiam jej notę wyższą, niż większość fantastów i fanów Sapkowskiego. Nie zmienia to faktu, że objętość książki, wraz z ceną (w chwili wydania, bo teraz można "Żmiję" kupić znacznie taniej)i jakością papieru pozostawiały wiele do życzenia.

    OdpowiedzUsuń