czwartek, 16 lutego 2012

Peter V. Brett, „Malowany człowiek”, księga I i II


W świecie co noc napadanym przez otchłańce zdziesiątkowana ludzkość kuli się ze strachu za magiczną ochroną runów. Nie zna się innego życia jak tylko bierne wyczekiwanie na świt; nikt nawet nie próbuje mierzyć się ze strachem. Niegdyś znano sposoby na przeciwstawianie się demonom, jednak wiedza ta dawno już przeminęła. Sztampowe? Banalne? Niewątpliwie, wszak walka ludzi z demonami to motyw tyleż wiekowy, co wyeksploatowany. Skąd zatem tyle pozytywnych opinii wobec Malowanego człowieka? W czym tkwi sedno jego popularności? Przyznam, że książkę przeczytałam, a dalej tego nie rozumiem.

Historia rozpoczyna się zupełnie niepozornie i pewnie nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby tylko niepozorność nie rozrosła się na jej rozwinięcie i zakończenie. Zacznijmy jednak od początku. Oto przed nami wioska na skraju wszystkiego, niemal odcięta od świata i po brzegi wypełniona przerażeniem. W scenerii zacofanego grajdołka poznajemy jednego z głównych bohaterów, jedenastoletniego Arlena. Bieg wydarzeń sprawia, iż w duszy zdeterminowanego malca rodzi się gotowość do walki z poczwarcami. Następnie zdarzenia sprowadzają się do realizacji transakcji handlowych. Dla podpatrującego te dziwne zjawiska młodego Arlena sprawa wydaje się niezwykle zajmująca. Kto wie, może i czytelnik podzieli jego zainteresowania? Chłopiec robi oczy-spodki na widok piwnicy, piwa i wyrobów ceramicznych; dziwi się i namyśla niemal jak przykładny filozof. Co niezwykłe, filozofem wcale nie zostaje, a zamiast tego wkracza na drogę, która bezbłędnie prowadzi go od zera aż do bohatera.

Kiedy staje się jasne, że Arlenowi nie jest przeznaczony los wieśniaka, akcja przeniesiona zostaje do sąsiedniej wioski. W tej osadzie życie wiedzie Leesha, czyli dziewczynka najpiękniejsza ze wszystkich dziewcząt (Brett nie lubi bawić się w półśrodki). Pomijając detale, czytelnik musi uraczyć się odgrzewanym kotletem, a więc przeczytać o tym samym, co czym czytał już wcześniej. Sprzątanie po ataku poczwarców, dość ograniczeni mieszkańcy oraz objawienie analogiczne do odkrycia Arlena. Leesha bowiem dowiaduje się, że świat nie kończy się na rozkładaniu nóg i rodzeniu dzieci. Niestety to nie déjà vu, a przypadłość książki skonstruowanej w taki sposób, aby rozwlec wszystkie najmniej interesujące wydarzenia. Zdaje się, że autor pragnął skwapliwie opisać mentalność ludzką, życie pod kloszem i rodowód protagonistów. Szkoda, ponieważ mniej obszerne, a bardziej umiejętne nakreślenie sytuacji zdziałałoby więcej od natrętnego sypania dowodami, zwłaszcza, że opowieść od początku do końca nuży, a postaci i tak pozostają wytworami z papieru.

Dalsza fabuła przypomina budowę cepa. Pełno w niej schematycznych, niewyszukanych zagrań (np. nieustannie coś udaje się dosłownie w ostatniej chwili) i banalnych, pensjonarskich wynurzeń. Ponadto, u Bretta, tak jak u wielu debiutujących pisarzy, łatwo rozdzielić i ponazywać poszczególne fragmenty powieści. Ginie człowiek, by Arlen doznał objawienia; minstrel opowiada o przeszłości, by czytelnik poznał całą historię krainy; wszystko co zaistniało, już za chwilę ma swoją konsekwencję. Brak tutaj płynności i realizmu, wreszcie  – brak oddziaływania, które wrzuciłoby wymagającego czytelnika w wir przygód i nakazało mu przeżywać je wraz z bohaterami, nie bacząc na niekorzystne drobiazgi. Zamiast tego podczas czytania łatwo dojść do wniosku, że książkę pisano w oparciu o poradnik dla początkującego autora.

Malowany człowiek to lektura powielająca wszelkie możliwe błędy, przez które gatunek fantasy powszechnie uważa się za kiepski. Atut stanowi jedynie przyzwoity język (prawdopodobnie największa zaleta książki). To chyba jednak odrobinę mało. Innymi słowy, „jak zachwyca, kiedy nie zachwyca”?

Wydawnictwo Fabryka Słów, 2008

22 komentarze:

  1. Widzę, że przechodziłaś przez to samo przez co ja przechodziłem przy lekturze "Przywoływacza dusz" : )

    Mnie na pewno rozważania Leeshy nie będą pasjonować. Jak i jakiekolwiek rozważania tego typu, jeżeli naprawdę nie są książce potrzebne. Nie przepadam za łopatologicznym schematem zero-bohater.

    Dobrze, że zdążyłaś z recenzją zanim zabrałem się za czytanie tego : P

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że uchroniłaś mnie przed zgłębianiem problemów "szczyli". Wolę zająć się Ucztą Wyobraźni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że uchroniłam. (Sprawdzam wygląd odpowiedzi).

      Usuń
  3. A mi się te powieści podobały i bardzo miło wspominam czas, który im poświęciłam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Dalszą fabułę zmilczę, nadmieniając jedynie, że niedaleko jej do budowy cepa." - mistrzowsko ujete ;).

    Nie zachecilas mnie do przeczytania tej ksiazki, ale zwazyszy na to, ze mamy podobne zdanie o "Achai", w kwestii fantastyki opieram sie o Twoj gust.

    Co do Twojego stwierdzenia na moim blogu, zamierzalam napisac dluzsza notke na temat Walentynek, ale ostatecznie z tego zrezygnowalam i tak oto powstalo jedno, jedyne zdanie. Choc faktem jest, ze chyba wszyscy moi blizsi znajomi sa przeciwnikami Walentynek.

    Kusze Cie propozycja gry i kusic bede nadal, bo po Twoich wpisach smiem twierdzic, iz materialem na gracza jestes zacnym ;). Z gory jednak uprzedzam, ze tyle sie ostatnio nagralam w "Maga" i swiat fantasy, ze bardzo chetnie rozegralabym zwyczajna, ale dobra i mocna obyczajowke we wspolczesnym swiecie. Co do kreacji postaci, mialabym jedynie jedno zastrzezenie - niech bedzie niewiesciej plci, z racji tego, ze - paradoksalnie! - odgrywanie kobiet przychodzi mi z ogromnym trudem i wiekszosc moich bohaterow to panowie. Jezeli jestes zdecydowana, to daj znac, a moze obgadamy szczegoly na GG?

    Jesli chodzi o kierunek moich studiow, to muzyka rowniez odpada. Mysle jednak, ze przy kilku kolejnych recenzjach prawda jednak wyjdzie na jaw ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm, trochę rozczarowałaś mnie, względem tej książki. Spodziewałam się czegoś lepszego, tymczasem z Twojej recenzji wynika, że to przeciętniaczek jest... Ale nic to, kiedyś przeczytam. Chociażby po to, żeby się trochę powyżywać na filozofii prostej, wsiowej dziewki (sprawdzić, czy nie Mary Sue). Ale przestało mi się śpieszyć.;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Recenzja genialna, chociaż obdzierająca mnie ze złudzeń... Liczyłam na wspaniałą lekturę, skrupulatnie odliczałam fundusze (ale zawsze je w końcu przepuszczałam XD) i robiłam maślane oczy w EMpiku... Zaoszczędziłam i chwała MI za to ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, czytałam gdzieś już pozytywną recenzję tej książki, ale skoro wady są takie jak piszesz..nie zamierzam marnować czasu i pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  8. @ Sleepy
    To że ktoś ma mniej wyrobiony i wysublimowany gust to nie jest od razu powód żeby go obrażać. Mnie się akurat podobało, a wiekowo od "szczyla" jednak troszkę się różnię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypowiedź nie obrażała nikogo poza młodymi bohaterami książki. Chyba nie bronisz tutaj postaci fikcyjnych? ;)

      Usuń
    2. Opacznie zrozumiałem twoją wypowiedź, była widać zbyt zwięzła dla mnie :)

      Usuń
  9. Czytając Twoje słowa odniosłem wrażenie, że od samego początku do dzieła Bretta byłaś uprzedzona i nie dałaś mu nawet szansy. Nie wiem skąd w Twych słowach tyle niezadowolenia i krytycyzmu, doszczętnie zmiażdżyłaś całkiem przyzwoitą książkę, zniechęcając tym samym wielu ludzi jak widzę. Może jednak jestem czytelnikiem prostym i niewymagającym dlatego w pełni taka lektura mnie zadowala i nie irytuje swoimi banalnymi wywodami, ale miałem już okazję czytać wypociny, które do pięt nie dorastają "Malowanemu Człowiekowi" dlatego nie potrafiłbym go źle ocenić. Nawet jeśli Brett jest wtórny i powtarza schematy to przynajmniej robi to umiejętnie i porządnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie to już okrutne przekleństwo Internetu, że można wyrazić w nim swoją opinię. Zniechęcam lub zachęcam do przeczytania ludzi myślących, bo to do nich adresowany jest blog. Człowiek myślący charakteryzuje się tym, że potrafi percypowane informacje przetwarzać. Nie przyjmuje opinii innych jako jedynych i niepowtarzalnych wyznaczników do konstruowania opinii własnych. Fakt, że potrafi myśleć, całkiem nieźle mu w tym pomaga. Zatem jeśli człowiek myślący zobaczy w recenzji nieścisłości, opinie sprzeczne z Wielkimi Autorytetami etc., całkiem szybko podda ową recenzję w wątpliwość. Ostatecznie podda w wątpliwość rozumowanie, poczytalność albo gust autora recenzji.

      W Twojej opinii Brett umiejętnie powtarza schematy, w mojej średnio umiejętnie. Ty piszesz wychwalającą recenzję u siebie, ja „miażdżącą” (polemizowałabym) u siebie. W czym problem? Niekoniecznie potrzebne są tu zarzuty o uprzedzeniach, skądinąd zupełnie bezzasadne, bo już we wstępie nakreśliłam, że niejedną pozytywną recenzję widziałam, również dobrych znajomych, więc sięgałam po książkę z pewną dozą optymizmu.

      Usuń
    2. Fakt, człowiek myślący na jednej opinii opierać się nie powinien. W rzeczywistości jednak wielu leniwych tak pewnie robi. Tylko wtedy to już wyłącznie ich wina, więc nie powinienem się nimi przejmować ;) Masz w pełni rację, tyle że w moim mniemaniu niestety ludzi myślących jest coraz mniej :/

      Wiesz nie nazwałbym jej "miażdżącą" gdybyś wystawiła mu ocenę 5/6 na 10, a na LC zauważyłem 3/4, a to już w mojej opinii ocena krzywdząca dla Bretta. Dlatego też tak, a nie inaczej określiłem Twoją opinię. Problem? Raczej w niczym, po prostu kiedy widzę osobę o bardzo podobnych gustach i nagle pojawia się tak rozbieżna opinia zaczyna mnie to gryźć i ciekawić. W takim razie przepraszam, to ze wstępu akurat chyba mi umknęło :/

      Usuń
    3. Na blogu nie podaję ocen, też ze względu na to, żeby nie samymi cyferkami się sugerować. Natomiast na LC gwiazdkowo oceniam bardzo subiektywnie (o ile można mówić o większej i mniejszej subiektywności), w końcu to moja opinia według całej gamy moich przemyśleń. Nie chciałabym oceniać książki „aby nie krzywdzić autora”, nie na jego osobę patrzę, a na to, jak sama książkę odebrałam, też w porównaniu do innych ocenionych utworów. ;)

      Usuń
    4. Mnie właśnie bardzo brak ocen u Ciebie, ale już przywykłem, że nie każdy wstawia metryczki i oceny. Jeśli książka mnie interesuje, a jej nie czytałem to z chęcią z recenzją się zapoznam. Jeśli jednak ją znam to mając ocenę nie muszę czytać recenzji by zobaczyć czy Tobie również się podobała, a jeśli nie to wtedy dopiero przeczytać i zobaczyć czemu ;) Ale ja po prostu jestem leniwy ^^

      Usuń
  10. A za Pustynną włócznię będziesz się brała ;)?

    OdpowiedzUsuń
  11. Skoro pierwsza część Ci się nie spodobała to chyba nie ma sensu zwłaszcza, że wiele osób uważa "Pustynną Włócznię" za nieco gorszą.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dokładnie druga część jest nieco bardziej lekka, bardziej w stronę standardu niż nowości jaką były pierwsze tomy(tom), może te opinie sprawiły, że trzeci tom się opóźnia?

    OdpowiedzUsuń
  13. Już myślałam, że nie trafię na recenzję, która by odpowiadała moim odczuciom co do tej książki.
    Zgadzam się w pełni, sama nie jestem w stanie zrozumieć fenomenu tej serii. Może to jej urok, może to marketing.

    OdpowiedzUsuń
  14. Pełno tu komentowarzy "Dobrze, że mnie przed tym ostrzegleś..." itp. A ja postaram się Was zachęcić. Czytam średnio tom dziennie, a autor zaskakuje mnie na każdej stronie. Ja "Malowanego człowieka" (i kontynuacje <3) bardzo polecam. Ciężko się oderwać, a ja w przeciwieństwie do autora recenzji napiszę- to dzięki książkom takie jak ta ludzie nadal czytają fantasy :)

    OdpowiedzUsuń