czwartek, 10 maja 2012

Scott Westerfeld, „Lewiatan”


Ostatnimi czasy na polskim rynku zaroiło się od pozycji z gatunku steampunk. Jak się okazuje, mechanika i alternatywne wizje przeszłości nie są domeną wyłącznie starszych czytelników. Lewiatan, pierwszy tom serii o tym samym tytule, to książka adresowana głównie do młodzieży. Już dzięki cechom właściwym gatunkowi zdaje się wybijać spośród stosu lektur traktujących o dorastaniu bohaterów. A jak sprawa przedstawia się z innymi atrybutami?

W roku 1914 dochodzi do zamachu w Sarajewie. Wojna, na temat której snuto przewidywania, zaczyna nabierać realnych kształtów, lecz tym, co ją napędza, nie są wyłącznie czynniki znane z historii. Europa podzielona została na dwa obozy: darwinistów oraz chrzęstów. Ci pierwsi splatają w laboratoriach nici życia – zrozumienie DNA nastąpiło wcześniej – kreując twory zawierające w sobie całe ekosystemy. Za przykład można podać bestię Huxleya, wydychającą wodór istotę złożoną z łańcuchów meduz i jadowitych stworów morskich, używaną jako swoisty balon powietrzny. Druga koalicja, złożona z Niemiec i Austro-Węgier, pokłada wiarę w maszynach. Technologia chrzęstów pozwala na stworzenie opancerzonych machin kroczących, zdolnych przemieszczać się z niesamowitą szybkością. Rozwój tych dwóch dziedzin trwa w odseparowaniu. Dla chrzęstów darwiniści są odrażający i vice versa.

Na łamach powieści przeplatają się ze sobą historie dwóch głównych bohaterów. Pierwszym z nich jest Aleksander Habsburg, szesnastoletni dziedzic swego rodu. Sprawa nie wygląda jednak tak sielsko jakby mogło się wydawać. Oficjalnie chłopiec urodził się w małżeństwie morganatycznym, co pozbawia go możliwości ubiegania się o tron. Jednak pewne niuanse z tym związane sprawiają, że w noc zamachu zostaje on uprowadzony. Odtąd przywykły do luksusów Alek będzie musiał mierzyć się z przeciwnościami, o jakich co najwyżej mógł kiedyś usłyszeć. Drugi wątek opowiada o utalentowanej córce lotnika, Deryn Sharp. Dziewczyna, aby spełnić marzenie walki w brytyjskich Siłach Powietrznych, przywdziewa chłopięcy strój i zmienia tożsamość. Jest zdolna i szybko się uczy, dlatego pomijając utrzymywanie swojego małego sekretu w tajemnicy, nic nie sprawia jej problemów. Jeśli istnieje ktoś, kto nie wie jeszcze jak to wszystko się skończy, z uwagi na niego przemilczę.

Westerfeld wykreował ciekawe tło, na które naniósł prostą fabułę. Właściwie od samego początku wiadomo, jak toczyć się będą losy Alka i Deryn. Uproszczenia widoczne są też sprawach pomniejszych, takich jak zagadka na temat jednej z postaci. Kwestię, która jawi się w książce jako trudna, czytelnik odgaduje przy pierwszym nadmienieniu. Szczęśliwie, akcja toczy się płynnie i potrafi zainteresować. Nie brak w niej działań wojennych, pogoni i sytuacji kryzysowych, w których liczą się sekundy. Mają w tym swój udział bohaterowie, którzy – jak przystało na młodzieżowych protagonistów – co rusz wpadają w tarapaty. Są zuchwali, wykazują się sercem i zdobywają niezwykłe doświadczenia. Zwłaszcza Deryn jest postacią, która powinna przypaść do gustu młodemu odbiorcy. W opozycji do powściągliwego księcia, dziewczyna wykazuje się ogromną, niemalże zarażającą radością życia.

Zręcznie nakreślone zostały motywy zderzenia światów. Aleksander nie jest świadom w jaki sposób życie wiedzie stan plebejski. Gdy samemu przyjdzie mu zejść z wyżyn społecznych, wynikną z tego niebagatelne konsekwencje. Podobnie sprawa wypada przy konfrontacji darwinistów z chrzęstami. Na tym polu dochodzi do zabawnej i zarazem zastanawiającej sytuacji, gdy młodzi „chłopcy” wymieniają się uwagami na temat technologii. Czy obrzydliwsze jest przebywanie w trzewiach żyjącego zwierzęcia, jak praktykują to darwiniści, czy też korzystanie z dóbr istoty martwej, jak ma to miejsce u chrzęstów? Wychowani w różnych kulturach Deryn i Alek mają zupełnie odmienne zdania, a bronią ich z taką samą zaciętością. Humorystycznych akcentów jest w książce więcej, aczkolwiek w większości przypadków trudno uznać humor Westerfelda za wyszukany.

Istotną kwestią pozostaje wspomniane już tło dla wydarzeń, a konkretnie technikalia u darwinistów. Latające wodorowe stwory to niewątpliwie atut powieści, rzecz jednak w tym, że wiele spraw związanych z wodorem i jego zastosowaniem zostało albo niedopowiedzianych, albo wręcz nagiętych. Wodór w stosunku z tlenem tworzy mieszaninę piorunującą, a biorąc pod uwagę, że tlen jest składnikiem powietrza, w którymś momencie stosunek wodór:tlen musiałby wynieść dwa do jednego, co oznacza nic innego jak wybuch. Podobne zastrzeżenia można odnieść do wciąż przewijającego się zapachu gorzkich migdałów. Pachnie nimi cyjanowodór uniemożliwiający wymianę gazową, co w konsekwencji powoduje śmierć organizmu. W momentach, w których bohaterowie rozkoszują się jego wonią, tak naprawdę powinni być już martwi. Westerfeld nie zagłębia się w szczegóły i nie tłumaczy wystarczająco zjawisk, dlatego brak w książce dowodów, które mogłyby rozwiać nasuwające się wątpliwości.

Na karby powieści młodzieżowej trzeba złożyć spłaszczone, jednowymiarowe przedstawienie wojny. Mimo tematyki związanej z cierpieniem i śmiercią, obraz wojennej zawieruchy nie mieści w sobie tych, wydawałoby się, nieodłącznych aspektów. Książka skoncentrowana jest na rozrywce i pozytywnych emocjach, i nie wychodzi poza nałożone na siebie ramy. Jedyna opisana tragedia to tęsknota Alka za rodzicami. Deryn natomiast jest w stanie silić się na żarty zaraz po odłożeniu karabinu. Nie ma wiec co liczyć na głębsze refleksje dotyczące konfliktu. Nie znajdzie się tu także wątpliwości związanych ze słusznością postępowania. Oszczędzenie czytelnikowi wylewającej się tonami krwi jest zrozumiałe, jednak brak odrobiny refleksyjności działa zdecydowanie na niekorzyść.

Mimo wszystkich swoich wad, Lewiatan – w charakterze rozrywkowej powieści dla młodego czytelnika – zachęca, by przekonać się, w jaki sposób potoczą się dalsze losy Alka i Deryn. Książka pobudza wyobraźnię, co jest zasługą stylu pisarskiego Westerfelda, ale też oddającym atmosferę ilustracjom Keitha Thompsona. Poza tym rzuca nowe światło na rzadko wykorzystywany w fantastyce temat pierwszej wojny światowej. A jeśli przypadkiem obudzi chęć zagłębienia się w historię Europy, do czego poniekąd zachęca posłowie, tym lepiej dla czytelnika.

Wydawnictwo Rebis, 2011

7 komentarzy:

  1. Zaciekawiłaś mnie. Cieszę się, że już dzisiaj znajdzie się w moim plecaku. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O, właśnie skończyłam pisać własną recenzję.:) Z Twoją nie zgadzam się właściwie tylko w jednym, mianowicie jeśli chodzi o refleksję. Alek przecież strasznie przeżywa fakt, że musi strzelać do własnych ludzi, przeraża go ta konieczność. Z drugiej strony, jest to mniej więcej ten sam przedział, co powieści o Tomku Wilmowskim, czyli prosta powieść przygodowa. Elaboraty o moralnych podstawach działań bohaterów raczej by jej nie pomogły, a proste odmalowanie emocji i rosterek uważam za jedyną formę refleksji, która nie kłóci się z konwencją.

    PS. A z tą zagadką na temat postaci to o czym mowa?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polemizowałabym ze „strasznie”, ale gdyby nie przeżywał wcale strzelania do SWOICH ludzi, uznałabym go za zombie. :) Jasne, że elaboraty by nie pomogły; mnie zabrakło prostych emocji związanych z wojną. Nie czułam jej siły zupełnie, została zepchnięta na ostatni margines. Wiem, że nie przepadasz za „Żmiją”, ale AS mistrzowsko oddał w niej to, czego w „Lewiatanie” nie ma i na czego miejsce weszła infantylność dzieciaków chwytających za karabiny. A żeby podać bliższe porównanie, w „Smokach Jego Królewskiej…” opisane zostało napięcie, wyczekiwanie przed bitwą, obawy Laurence’a o Temeraire’a i odwrotnie. I to było pełne realizmu.

      Zagadką określiłam specjalistkę i fakt, że wszystko może, bo jest wnuczką Darwina.

      Usuń
    2. Ale zarówno żołnierze ze "Żmii", jak i Laurence byli dorośli i doświadczeni w swoim rzemiośle. Trudno oczekiwać jakiejś refleksji po dzieciakach, które mają za sobą dwie potyczki, a i to na dystans (mówię tutaj o Deryn). Po żółtodziobie, który pierwszy raz chwyta za karabin, a od małego był karmiony opowieściami, jak to w wojsku fajnie jest, trudno oczekiwać czegoś więcej, niż infantylności - z resztą, gdzieś tam przemyka refleksja Deryn, że bitwy wcale nie są takie fajne, jak jej mówiono. Czegoś głębszego oczekiwała bym raczej w tomie trzecim - bo na cóż komu opowieść o dojrzewaniu, w którym bohater nastoletni już na początku snuje dojrzałe refleksje?

      Usuń
    3. Kiedy ja naprawdę nie mam na myśli dojrzałych refleksji. „Siejesz śmierć”, ludzie padają, coś powinno się jednak poczuć, to wszak nie kukły. To o czym mówię widoczne jest przy pokrewnych kwestiach – nikt istotny dla fabuły/miły bohaterom nie ginie, z każdego kłopotu idzie się wykaraskać. Wygładzone, nie sądzisz? Zdaję sobie sprawę, że nie mogę oczekiwać od młodzieżówki realizmu Martina, niemniej jednak chciałabym troszkę. :) Zobaczymy jak będzie w tomie trzecim, możliwe, że masz rację.

      Usuń
  3. Omijałam te wszystkie Lewiatany i omijałam, aż w końcu pewnie po nie sięgnię... Zwłaszcza, że postanowiłam pozbyć się uprzedzeń wobec stemapunku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po przeczytaniu książki bardzo się zawiodłam. Już pominę przewidywalność, bo to częsta przypadłość młodzieżówek, ale podczas lektury mój zmysł chemiczny cały się skręcał. Mnóstwo wodoru w powietrzu i nie wybucha, lampy naftowe na pokładzie statku i nie wybucha, zamieć płonącego, lepiącego się fosforu i... tak, tu też brak wybuchu. Może mój mózg jest zbyt przeciążony chemią, ale autor mógł napędzać stwory jakimkolwiek gazem lżejszym od powietrza (choć trzeba przyznać, że pod kątem przemian biochemicznych i składu organicznego organizmów wydalanie wodoru łatwo sobie wyobrazić). Naprawdę dobrze zapowiadające się tło zostało zniszczone takimi właśnie szczegółami... no chyba że mówimy o innej chemii. :D Podsumowując - w rzeczywistości stwory darwinistów nigdy nie otrzymałyby jakiegokolwiek atestu. :D

    OdpowiedzUsuń