czwartek, 24 maja 2012

Haruki Murakami, „Sputnik Sweetheart”


Sumire to dwudziestodwuletnia, niespełniona pisarka; chuda, bo czasem zapomina jeść i ekscentryczna, bo tak zechciała natura. Pewnego dnia, niby to grom z jasnego nieba, dopada ją miłość do starszej, zamężnej kobiety o imieniu Miu. Ta, choć piękna i bogata, niestety nie potrafi kochać. Kocha za to narrator powieści, bezimienny nauczyciel, do granic możliwości zaślepiony Sumire. Wbrew pozorom to nie najnowsza produkcja spod znaku telenoweli, to Sputnik Sweetheart Haruki Murakamiego. Gdy zaś do kotła smutków i bezowocnych starań dochodzą pustosłowie oraz pełne pompatyczności frazesy, zaczyna robić się naprawdę fatalnie.

Fabuła sprowadza się do powyższego opisu. Snujący opowieść nauczyciel przez pierwszą połowę lektury przedstawia urywki z życia bohaterów osobliwego trójkąta. Jego rolą jako przyjaciela Sumire jest cierpliwe słuchanie o fascynacji dziewczyny. Boli go, że Sumire nie potrafi odczuwać pożądania do mężczyzn i niekiedy fantazjuje o tym, co robiliby, gdyby sytuacja wyglądała inaczej. Zastanawia się również, kiedy w końcu straci nad sobą kontrolę, wydaje się bowiem, że jest tego bliski. Sumire w tym samym czasie fantazjuje o Miu. Takie przedstawienie sprawy mogłoby wypaść nieźle przy satyrze ludzkich żądz czy namiętności – niestety satyrą książka nie jest – co obrazuje jeden z licznych monologów narratora.


Ta kobieta kochała Sumire. Nie czuła jednak wobec niej pożądania. Sumire kochała tę kobietę i jej pożądała. Ja zaś kochałem Sumire i jej pożądałem. Sumire lubiła mnie, ale nie kochała ani nie pożądała. Ja pożądałem kobiety, która pozostanie anonimowa, ale jej nie kochałem.

Murakami pisze w zdawkowy, oniryczny sposób, używając symboli i kreśląc niepowiązane ze sobą wątki, tak aby każdy znalazł dla siebie część umożliwiającą refleksję. I owszem, można zastanowić się nad tym, że nawet bliskie sobie osoby żyją w oddaleniu od siebie. Wszak nauczyciel chce być z lesbijką, a nie będzie, zaś lesbijka chce być z zamężną kobietą i także nie wydaje się to możliwe. Można również pokusić się o dociekania na temat własnej drogi oraz odnajdywania samego siebie. Podobne dywagacje znajduje się w książce na każdej niemal stronie. Murakami nie wypowiada tez, a jedynie stawia przed czytelnikiem skrajnych bohaterów i filozoficznie brzmiące pytania o monstrualnym stopniu ogólności. Tych drugich nie powstydziłby się sam Paulo Coelho.


Dlaczego ludzie muszą być tak samotni? Jaki to ma sens? Na tym świecie żyją miliony ludzi; każdy z nich tęskni, szuka spełnienia u innych, a jednak się izoluje. Dlaczego? Czy Ziemia powstała tylko po to, by pielęgnować ludzką samotność?

Gdyby przemycić dumania bohaterów w porywającej fabule, frazesy być może nie raziłyby aż tak dotkliwie. Tymczasem mocnej fabuły w książce nie ma co szukać, kwintesencją utworu jest bowiem wpływanie na emocje. Murakami wypowiada wiele wielkich słów i dzięki nim albo wkrada się w serca czytelników, albo wręcz przeciwnie. „Każdy z nas ma coś wyjątkowego, co może zdobyć tylko w wyjątkowym okresie życia. Coś w rodzaju małego płomyka. Nieliczni uważni i uprzywilejowani pielęgnują ten płomień, dbają o niego, trzymają go niczym pochodnię oświetlającą ich życie”. Niczym pochodnię oświetlającą ich życie… Tako rzecze narrator powieści. Jakże nie zgodzić się z tak pięknie sformułowanym ogólnikiem?

Centralnym punktem lektury są samotność oraz wyalienowanie. Gdy Sumire odnajduje na nie lek w postaci marzeń, na pierwszy plan wysuwają się elementy magiczne, Doppelgänger i druga warstwa rzeczywistości, świat za lustrem jak ten z Alicji w Krainie Czarów. Motyw ten, powiązany z sekretem Miu, jest całkiem ciekawy, szkoda więc, że patetyczne tony uderzają w nim z tą samą częstotliwością, co w każdym innym wątku. W efekcie na książkę patrzy się poprzez pryzmat samych quasi-odkrywczych sentencji. „Kto potrafi określić różnicę między padającym deszczem a samotnością?”, „Dokąd pójdę jeśli zgubię samą siebie?”…

Nieprzypadkowo Sputnik Sweetheart zyskał sobie grono zachwyconych odbiorców. To świetny przykład powieści, którą można kochać albo nazywać sprzedającym się banałem. Wszystko zależy od upodobań czytelniczych i wrażliwości na miałkie, pretensjonalne ukazywanie typowych przecież uczuć i problemów. Jak się okazuje, przy tak skonstruowanej książce nawet lesbijki nie potrafią pomóc.

Wydawnictwo Muza, 2003

8 komentarzy:

  1. Na pewno przeczytam :) Murakami urzekł mnie już od pierwszych stronic pierwszej książki, którą wzięłam do ręki i przeczytałam :) Uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja raczej lubię Murakamiego, ale masz sporo racji. Czytałam sporo, ale sama miałam czasem wrażenie, że to jest właściwie o niczym. Szybko zapominam, o czym jest dana książka. "Sputnik Sweetheart" czytałam nie dalej niż rok temu i już zupełnie nie pamiętam fabuły (dopiero po przeczytaniu opisu coś zaczynam sobie przypominać).

    Ale i tak przepadam za "1Q84" ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W tym wypadku cieszę się, że po książkę sięgnęłaś pierwsza. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś pewna, że ten drugi cytat naprawdę nie wyszedł spod pióra Coelho?... Dżizes... Murakami skutecznie zniechęcił mnie do siebie "Ptakiem nakręcaczem", a to, co piszesz o sputniku tylko mnie utwierdza w tym, że to jest kolorowy balon... pękaty, zwracający uwagę i pusty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele słyszałam o tym, że „Kronika ptaka nakręcacza” jest wybitna… Cóż, chyba nigdy nie zgłębię tego fenomenu, nie poniosę „pochodni oświetlającej życie”…

      Usuń
  5. Pomyśleć, że Murakamiego znam tylko przez pryzmat tego tytułu. Odbija mi się za każdym razem melancholią związaną z czasem, w którym wręczono mi tę książkę oraz frazesami w niej zawartymi, o których wspomniałaś.

    OdpowiedzUsuń
  6. Murakami jest świetny jesli potraktować go z dystansem. Jego największą wadą jest powtarzalność (np. Norwegian Wood i motywy w niektórych opowiadaniach ze zbioru Wszystkie Boże Dzieci Tańczą). Naprawdę wartą polecenia jego książką jest "Kafka nad morzem", ale uwaga TYLKO DLA FACETÓW, świetna analogia męksiego dojrzewania. Testowałem na znajomych i żandej kobiecie się nie podobało przy zachwytach płci brzydszej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Kafkę nad morzem” czytałam jakiś czas temu i oceniłam jako niezłą. Na pewno nie jest tak banalna jak „Sputnik…”. Natomiast masz rację, przedstawia dojrzewanie chłopca, więc pewnie bardziej zainteresowani tematem będą mężczyźni. Chociaż nie generalizowałabym w taki sposób, że kobiety powinny trzymać się z daleka, a nuż któraś chciałaby się dowiedzieć jak to wszystko wygląda z innej perspektywy. :)

      Usuń