czwartek, 23 maja 2013

Kamil Sipowicz, „Encyklopedia polskiej psychodelii” – Wielu pod wpływem


Wydana niedawno przez Krytykę Polityczną Encyklopedia polskiej psychodelii to książka początkowo budząca nadzieje, potem niezła, a w końcu trochę rozczarowująca. Jak głoszą entuzjastyczne hasła na obwolucie, wiedzy tutaj zawartej nie pozna się w szkołach – chyba zresztą niebezzasadnie. Podstawa programowa kształcenia nie przewiduje wszak omawiania dorobku artystów, z trzema wieszczami na czele, w kontekście środków działających na ośrodkowy układ nerwowy. A może powinna? Choćby wspomnieć, tak aby nie przemilczać? Temat to na dłuższą dyskusję z wielu powodów, między innymi takiego, że – jak podaje Kamil Sipowicz – nie na Witkacym kończą się u znanych literatów (i nie tylko) eksperymenty psychodeliczne.

Tytuł wskazuje na pole rodzime, trochę błędnie, ponieważ zakres tematyczny książki jest szerszy. Przede wszystkim znajduje się tu obszerny wstęp zawierający rozdziały skoncentrowane na historii psychodelików w różnych kulturach, religiach, literaturze i muzyce światowej. Szczególnie interesujące są teksty dotyczące doświadczeń psychodelicznych w czasach najdawniejszych. Sipowicz wspomina o różnych koncepcjach, mniej lub bardziej niesamowitych, jak choćby o teorii uznającej psychodeliki za brakujące ogniwo łańcucha ewolucji. Dalej jest o praktykach szamanów, Dionizosie Muchomorowym, druidach i niszczeniu przez chrześcijaństwo dawnej wiedzy, w tym odchodzeniu w zapomnienie kultu Wielkiej Matki. Oprócz pokaźnej ilości informacji, znaleźć tu można mnóstwo tytułów dostępnych na rynku publikacji – pierwsze rozdziały to prawdziwe kompendium wiedzy na temat substancji psychodelicznych.

Dawniej doświadczenia psychodeliczne traktowano z estymą; nie jako rozrywkę, a jako obcowanie z sacrum. Szamani, druidzi czy też inni przedstawiciele „widzących więcej” przechowywali receptury, które umożliwiały otwarcie umysłu na przeżycia w normalnych warunkach niedostępne, a ważne i potrzebne. Taki obraz świata (i tęsknota za nim) – obraz podparty między innymi nawiązaniami do mitów i archetypów w rozumieniu Carla Junga – wyłania się z książki Sipowicza. Przeciwstawiony mu zostaje system materialistyczny, schrystianizowany świat ogłupiaczy w postaci alkoholu i mass mediów. A przecież (wchodząc już na grunt Polski i okolic) tradycja korzystania ze środków poszerzających świadomość jednostek sięga całych wieków wstecz, tyle że została, tak jak Wielka Matka, skreślona i zapomniana.

Rozdział o kontrkulturze zawiera wiadomości związane z wpływem psychodelików na odkrycia i rozwój technologii (nieprzypadkowe logo i nazwa Apple) oraz muzykę. Pod szyldem literatury światowej nie mogło zabraknąć beatników i Huxleya. W końcu, za etnobotaniką, pojawiają się nasi wieszcze. Wszyscy trzej gustowali w psychodelikach, a w ślad za nimi poszli artyści Młodej Polski. To oczywiście nie wszystko, ponieważ dalej, po piewcy peyotlu Witkacym, przychodzi czas na Mirona Białoszewskiego i Lema, a stąd blisko już do Dicka, o którego eksperymentach słyszeli chyba wszyscy. Jeśli nie, jest okazja do nadrobienia. Jak widać, jest także o czym pisać, bo temat to wdzięczny. Szkoda zatem, że w okolicach sztuki współczesnej książka nadmuchana zostaje fragmentami prozy i poezji, zaś treści merytorycznej ubywa. O ile wklejenie relacji takich jak opis stanu umysłu po zażyciu peyotlu przez Witkacego czy doświadczenie z LSD męża Wisławy Szymborskiej, Adama Włodka, ma uzasadnienie, tak wiele innych wypisów to tylko sztuczne rozciąganie książki i portfela.

Mimo to Encyklopedia… umiejętnie pokazuje, że psychodeliki to nie tylko boom w latach 60. XX wieku i nie tylko domena poszukujących natchnienia artystów. Niestety, zupełnie interesujące fragmenty funkcjonują tu wraz z tymi, które proszą o dokładniejszą redakcję. Stąd pewne rozczarowanie.

Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2013
Recenzja napisana dla portalu LubimyCzytać.

7 komentarzy:

  1. Ciekawi mnie, czy w encyklopedii znalazła się wzmianka o autobiograficznej powieści Wojciecha Michalewskiego "Mistycy i narkomani" o hipisach w komunistycznej Polsce w latach 70. i 80. - jeśli nie, byłoby to znaczące niedopatrzenie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Sam nie wiem. Recenzja konkretna i wyważona, ale sama książka? Jakoś nie czuję się do niej przekonany. Ilekroć czytam, że ktoś stworzył po pijaku lub po prochach coś wartościowego, zastanawiam się, co by stworzył na trzeźwo? Temat środków wprowadzających w odmienne stany świadomości w ogóle skomplikowany i ciekawy, więc się nie zarzekam, może kiedyś EPP przeczytam. Mam jednak wrażenie, iż wolałbym coś z tej tematyki pisanego przez psychologa, psychiatrę czy kogoś z inną podbudową naukową niż historyczna, najlepiej zaś z zapleczem interdyscyplinarnym. Zobaczymy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Agnieszka H., niedopatrzenie jest, tylko nie wiem, czy w Encyklopedii, czy moje, że nie zauważyłam. :)

    Andrew, Twój komentarz przypomniał mi fragment wywiadu z Sipowiczem, cytując: „Charles Baudelaire mówił: »Jak handlarz krowami będzie palił haszysz, to będzie miał wizję stada krów«. Nic więcej. Ernst Junger (…) twierdzi, że są dwa rodzaje psychodelików. Jedne, na przykład cannabis, wzmacniają obrazy, przeżycia, które i tak są już w tobie. Drugie, które zawierają DMT, mogą pobudzić głębsze pokłady. Penetrujemy po nich światy, rzeczywistości, które do nas, jak on to nazywa, przystępują. I ja się z tym zgadzam”.

    W EPP rzeczywiście może brakować podejścia stricte naukowego, skoncentrowanego na efektach czy też chemii – na to zwróciła uwagę moja dziewczyna studiująca farmację. Natomiast z mojego punktu widzenia wystarczyło takie zasygnalizowanie problemu jak to Sipowicz uczynił.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba nie mam zbyt dużego szacunku dla autorytetów, gdyż te krowy w ogóle mnie nie przekonują. Spotkałem w życiu zbyt wielu prostych ludzi, wręcz z nizin społecznych lub ewidentnego marginesu, którym otwartości umysłu, śmiałości myśli i bystrości obserwacji mogli pozazdrościć ludzie z tytułami. I odwrotnie, równie często za tytułami i sławą kryło się ograniczenie. Psychodeliki jakoś nie sprawdzają się w nauce, a sztuka? Ile dorobiono legendy pod założenie? Wszak z jednej strony tacy jak Leonardo nie musieli się szprycować, a z drugiej systematycznie udają się podpuchy, gdy "dzieła" malowane przez zwierzaki są uznawane za przejaw geniuszu artystycznego. Sztuka to mętna woda i łatwo jako dowody przemycać tezy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje mi się, że handlarz i krowy były jedynie prostym przykładem mającym zobrazować tezę o wzmacnianiu tego, co już w nas jest. Jasne, można rozciągać wypowiedź, że handlarz ma też inne „podstawy”, więc one też się w wizjach pojawią, tylko po co? Nie o to przecież chodzi.

    Przyznam, że nie rozumiem fragmentu z niesprawdzaniem się psychodelików w nauce. W recenzji wspomniałam, że rozdział o wpływie na odkrycia naukowe w EPP jest, więc nie wiem już jaki był Twojego zdania kontekst. Chyba że już wyszliśmy z rozmowy o książce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście, że wyszliśmy, ale z drugiej strony, dzięki temu, mam coraz większą ochotę zaglądnąć do tej książki :)

    Poza tematem - nie możesz zrobić tak, żeby można było odpowiadać na komentarze pod nimi, zamiast wszystko umieszczać w jednym wątku? W blogerze jest taka opcja, a to znacznie ułatwia dłuższą wymianę myśli. Tu akurat tylko my sobie rozmawiamy, ale gdyby jednocześnie były dwie, albo trzy dyskusje...

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, wiem, że drzewko komentarzy jest przydatne, miałam je wcześniej, ale nie działa pod tym niestandardowym szablonem – po zmianie automatycznie zniknęło, mimo moich starań. Nie potrafię stwierdzić, co je blokuje i tym samym nie za bardzo mam możliwość jego przywrócenia. Tak że do czasu kolejnych gruntownych zmian musi zostać tak jak jest teraz.

    OdpowiedzUsuń