sobota, 20 kwietnia 2013

Mariusz Szczygieł, „Zrób sobie raj”


Polska jest krajem martyrologii. Uświęconego wizerunku Polaka walczącego i cierpiącego za ojczyznę oraz Matki Polki, która poświęca swoje życie wychowywaniu kolejnego pokolenia patriotów i także cierpi, uświęcona i odrealniona, choć w inny sposób niż mężczyźni. My, Polacy, wolimy jednoczyć się wokół nieszczęścia, chwilom poważnym i smutnym przypisujemy większą wagę niż momentom radosnym. Podobnie jak Węgrzy, lubimy się nad sobą użalać. Tyle w tym pierwiastka pozytywnego, że przynajmniej nie notuje się u nas tak wysokiego odsetka samobójstw, co w kraju Madziarów. Czechy są zupełnie inne. Tam nie siedzi w „jednym oku etos, a w drugim patos”. I dlatego pewna część Polaków do Czech tęskni, i Czechy mitologizuje.

Jednym z najbardziej znanych czechofilów jest Mariusz Szczygieł, którego Zrób sobie raj to druga książka o naszych południowo-zachodnich sąsiadach. Wcześniejsza, Gottland, opowiada o okresie między 1882 a 2003 rokiem, tutaj zaś uwaga koncentruje się na Czechach współczesnych. Jednak mimo że Szczygieł Czechy uwielbia, daleki jest on od ich idealizowania. W pierwszym rozdziale – poprzedzonym przez wstęp, który nie jest wstępem – autor powołuje się na zapamiętane przez znajomych scenki stanowiące dowody na odmienność, jaką zauważyć można, porównawszy Czechy do Polski. Jedna z Polek pieści wspomnienie o tym, jak będąc w zaawansowanej ciąży, napotkała na czeskiej ulicy grupkę bijącej się młodzieży: „(…) bezrefleksyjnie szła wprost na walczących. A oni, widząc ją, przestali się bić, zrobili jej przejście, po czym zaczęli się tłuc dalej”. Przytoczywszy kilka podobnych sytuacji, Szczygieł odnosi się do poglądu Wilde’a o tym, że najbardziej nie lubimy tych, którzy mają takie same wady jak my. Następnie dodaje, że to właśnie dlatego uwielbiamy Czechów – „bo to naród, który ma zupełnie inne wady”. Kolejne rozdziały tezę tę potwierdzają.

Szczygieł pisze między innymi o Egonie Bondym, Davidzie Černým, Hrabalu i Janie Saudku. Poświęcone im fragmenty przypominają scenariusze czeskich filmów: wątki poważne przeplatane z komicznymi, żonglerka nastrojami mogąca polskiego czytelnika wprawić w osłupienie. Wszystkie te teksty są świetne, zarówno pod względem formy, jak i treści. Dobrze pokazują zupełną obojętność Czechów na – posługując się polskimi kryteriami – „bezczeszczenie” ojczyzny lub innych świętości, na próby szokowania czy bulwersowania. W Czechach nie tylko można przyrównywać kraj do nocnika, tam „patetyczne się odpatetycznia, bohaterskie odbohaterszcza”. Pozostaje ironia, podważanie i ubaw. Szczygieł stawia pytania o to, z czego wynika owa potrzeba śmiechu, czy stanowi ona formę ucieczki, a jeśli tak – od czego? Krótki rys historyczny, jaki zostaje zaprezentowany, pozwala również zastanowić się nad tym, jakie podłoże ma czeska mentalność, niechęć do Kościoła Katolickiego (pisanego małą literą niezależnie od okoliczności) czy zagłuszanie lub wyrzucanie ze świadomości tematu śmierci.

Książka o Czechach jest także w pewnym sensie książką o Polakach. Zderzenie dwóch odrębnych światów społecznych narzuca się samo przy wielu fragmentach. Jednym z nich jest obszerny wątek dotyczący Boga i jego braku. Szczygieł zebrał kilka pytań od polskich katolików do niewierzących Czechów. Polacy deklarują, że „życie bez wiary w Boga to życie samotne i puste, jakbyś nie miała wnętrza, jakbyś była głodna, ale nigdy nie mogła się najeść”. Następnie Czesi odpowiadają na to, jak im się żyje bez Boga. Są to wypowiedzi łatwe do przewidzenia. Milan Bílý z wykształceniem wyższym mówi: „całkiem fajnie”, księgowa Eva Pavlová: „normalnie”, pisarz i publicysta Filip Sklenář: „jak bez tyrana”. Ten najbardziej laicki naród, jak sam siebie określa (choć błędnie), niewiele robi sobie z przyjazdu papieża i w dzień wizyty, dwudziestego szóstego września 2009 roku, praski dworzec świeci pustkami. Zdziwiony reportażysta podchodzi do okienka kasjerki zapytać o bilet do Brna, gdzie odbywać ma się msza święta. Wolnych miejsc jest mnóstwo. Kasjerka tłumaczy: „Zwariować dla papieża? No nie. Chociaż ja to nawet chętnie bym z panem tam pojechała, mimo że nie jestem wierząca. (…) Człowiek w życiu machał chorągiewką różnym potworom, to może i papieżowi”.

Podobnych partii tekstu jest w tutaj mnóstwo i już dla nich samych warto zapoznać się z książką. A to przecież dopiero wycinek tego, co Zrób sobie raj ma do zaoferowania.

Wydawnictwo Czarne, 2011

3 komentarze:

  1. Rewelacja! Genialna książka, przez którą jeszcze bardziej pokochałam Czechy - i samego Szczygła również :) Aż dziw, jak mało wiedziałam o naszych południowych sąsiadach, zanim przeczytałam jego książki. A Czerny'ego uwielbiam, w całości i bez wyjątku, artysta buntownik, ale jeszcze fajniejsze są reakcje Czechów na jego obrazoburcze dzieła - wzruszenie ramionami? Co najwyżej... Podoba mi się czeski dystans, mają zdecydowanie ważniejsze sprawy na głowie, niż my :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ta książka mi się podobała. Szczygieł świetnie zaznaczył różnice pomiędzy naszymi narodami, tudzież społeczeństwami. Bez nadmiernego operowania stereotypami, ale wnikliwie i celnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze kojarzę tego pana z Czechami, ale jak na złość nie miałam okazji czytać ani "Zrób sobie raj" ani "Gottlandu", a książkę, która opisuje Polaków - "Niedziela, która zdarzyła się w środę". W każdym razie dwie pierwsze mam wpisane na listę "muszę przeczytać", a to zestawienie dwóch światów w "Zrób sobie raj" bardzo mi się podoba. Chyba jest w tym sporo prawdy, że lubimy Czechów, bo mają inne wady niż my sami :))

    OdpowiedzUsuń