sobota, 30 czerwca 2012

Jacek Piekara, „Sługa Boży” – W imię wyższego dobra


„Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, i daj nam też siłę, abyśmy nie przebaczali naszym winowajcom”, ślą prośby do Pana słudzy Jego uniżeni, Inkwizytorzy strzegący świata przed herezją tudzież zepsuciem. Bogobojni i niemajętni, do tego stopnia nawet, iż rzadko kiedy udaje im się wysupłać grosz na uciechy w niepoślednim burdelu. Oddani pracy i wierze, w znoju zobowiązani torturować odstępców, a wszystko to dla dobra niewiernych, dla ich wybawienia. Trud znoszą mężnie, z pokorą, na chwałę Jezusa Chrystusa. Wszak zszedł On z krzyża, mieczem wyrąbał sobie drogę, by ukazać nam, w jaki sposób winno się rozprawiać z wrogami.

Jacek Piekara jest jednym z najbardziej poczytnych pisarzy w kręgu polskiej fantastyki rozrywkowej. Jego wizja świata, w którym władzę sprawuje Inkwizycja, liczy sobie już osiem tomów, z czego Sługa Boży plasuje się jako pierwszy w chronologii powstawania. W jego skład wchodzi sześć opowiadań skupionych na postaci Mordimera Madderdina, licencjonowanego Inkwizytora i naturalnie człowieka głębokiej wiary. Można się zastanawiać nad sensem czytania wszystkich części, bowiem po niedługim czasie do lektury wkrada się powtarzalność, jednak przynajmniej jeden zbiór wypada polskiemu fantaście znać. Piekara prezentuje kawałek dobrej, przemyślanej prozy, bezlitośnie szydzącej z całego szeregu spraw dotyczących wiary, biurokracji oraz obyczajów.

Mordimer Madderdin to bohater daleki od sztandarowych protagonistów. Pierwszoosobowa narracja jaką prowadzi (niekiedy zwracając się bezpośrednio do czytelnika), z początku każe sądzić, że to człowiek cichy, pokorny oraz wielkiego serca. Być może rzeczywiście taki jest… w jego rozumieniu. Tymczasem patrząc bardziej obiektywnie, nie sposób nie zauważyć, że odznacza się on głębokim racjonalizmem i osobliwą moralnością, a przy tym niewyczerpanymi pokładami cynizmu oraz wisielczego humoru. „Nie jestem, by torturować i zabijać, dziewczyno. Jestem, by dać grzesznikom szansę odkupienia win i szczerej, radosnej pokuty”, mówi podczas rozmowy z kochanką. To wszystko prawda, trzeba jednak dodać, że okoliczności odgrywają tu niebagatelną rolę, zaś wiele spraw Mordimer uznaje za względne. Praca Inkwizytora wymaga bowiem, by nie wahać się przy posyłaniu niewinnych na stosy. W imię wyższego dobra oczywiście. Albo przynajmniej dobra Mordimera.

Płynnie poprowadzona narracja, mieszająca język współczesny z archaizmami, obfituje w wiele trafnych spostrzeżeń i zapewnia uśmiech na ustach, gdy główny bohater tłumaczy swoje postępowanie. Niewątpliwie trudno jest zapałać sympatią do człowieka, który zabija bez względu na winę ofiary, a jedynie z uwagi na przyświecający mu cel, i który za kompanów obrał sobie sadystę oraz dwóch nekrofilów. Mimo tego postać Inkwizytora i wykreowany świat zachęcają, by czytać dalej.

Paradoksalnie, do najmniej ambitnego i dopracowanego aspektu książki zaliczyć trzeba linie fabularne opowiadań. Wszystkie schematycznie rozpoczynają się zleceniem albo natknięciem na działanie sił nieczystych. Następuje rozeznanie w sytuacji, użycie siły, sprytu, podstępu. W końcu zagadka zostaje rozwiązana, a lochy Inkwizytorium zyskują sobie kolejnego mieszkańca. Jacek Piekara postarał się jednak, by każda z tych opowieści prezentowała sobą inny problem w innej scenerii. Ostatecznie całość pochłania się szybko i z zainteresowaniem, choć kamieni milowych dla tułaczki uniżonego Sługi Bożego nie ma się co spodziewać.

Opowieści o Mordimerze Madderdinie wspięły się na wysokie miejsce w polskiej fantastyce i nie ma się temu co dziwić. Interesujące, dość kontrowersyjne uniwersum wraz z mocnym charakterem głównego bohatera przyciągają czytelników nastawionych na lekką i przyzwoitą rozrywkę. W żadnym razie nie jest to fantastyka wybitna, w zupełności jednak spełnia stawiane przed nią wymagania. Na pochwałę zasługuje również najnowsze, znakomicie przygotowane wydanie Fabryki Słów. Porównując z pierwszymi nakładami, widać dużą poprawę w jakości i estetyce.

Wydawnictwo Fabryka Słów, 2012
Recenzja napisana dla portalu LubimyCzytać.

7 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o pierwszy tom przygód inkwizytora, to nie mogę się z Tobą nie zgodzić. Drugi też jest niezły, trzeci daje radę, ale czwarty i to, co powstało po nim, to moim skromnym zdaniem dno i wodorosty. Najbardziej działało mi na nerwy robienie z Mordimera z tomu na tom coraz bardziej niezwykłego i ważnego (z książki na książkę przez coraz większe "w") dziwa. Oraz pojawiające się często i gęsto nagie, chętne dziewoje, których rolą było li tylko błyśniecie cycem i tyłkiem (i doznanie gwałtu).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę miała się okazję przekonać, na półce czekają trzy kolejne tomy (czyli ta podstawa, bez prequeli). Strasznie podobają mi się te nowe wydania Fabryki z półokrągłymi grzbietami, nie mogłam odmówić im pojawienia się w kolekcji. ;)

      Usuń
    2. Do tych wydań też mam słabość - miałam chrapkę na Grzędowicza, ale doszłam do wniosku, że skompletowanie serii "Biosfera" jest jednak ważniejsze.;)

      Usuń
  2. W większości zgadzam się z Moreni, z tym, że mnie się podobały także "Łowcy Dusz" i dwie pierwsze części "Ja Inkwizytor". Z małym zastrzeżeniem, jak się czyta przygody Madderdina tom po tomie, szybko następuje zmęczenie materiału. Za dużo opowiadań jest opartych na podobnym schemacie, także pod tym przynajmniej względem, Viginti Tres, nie masz co spodziewać się zmian.
    Ale generalnie mimo pewnych narzekań, bardzo lubię tę serię i tego bohatera. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkich zmian w fabułach się nie spodziewam; znam tylko dwa tomy, ale praktycznie każdy, kto komentuje serię, podziela Twoje zdanie. Natomiast ja też potrafię lubić Mordimera i liczę, że nie zmęczę się przy nim jakoś szczególnie. ;)

      Usuń
  3. Ta kontrowersja budzi moje zainteresowanie :) Z drugiej jednak strony nigdy nie miałem przekonania do rodzimych autorów, a średniowieczno-ikwizytorsko-religijne klimaty zupełnie mnie nie pociągają. Z moim podejściem jeśli chwycę tom pierwszy to pewnie postanowię przeczytać również resztę, więc trzeba to poważnie przemyśleć.

    Te nowe zintegrowane okładki wyglądają całkiem ciekawe wrażenie, ciekaw jestem jak będzie wyglądać kwestia ich zużywania się podczas lektury. Na razie mam tylko "Legendę Kella" w takim wydaniu i szybko raczej się do niej nie zabiorę. A co do PLO, o którym pisała Moreni to też mam chrapkę na nowego Grzędowicza, ale wciąż żywię cichą nadzieję, że wyjdzie twardookładkowy w tej stylistyce :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Można się zastanawiać nad sensem czytania wszystkich części, bowiem po niedługim czasie do lektury wkrada się powtarzalność, jednak przynajmniej jeden zbiór wypada polskiemu fantaście znać."

    W pełni się z Tobą zgadzam. Swego czasu przeczytałem siedem książek z inkwizytorem i choć na więcej zdecydowanie nie mam ochoty, to cały czas uważam, że Piekara ma jedno z najlżejszych piór wśród polskich fantastów. Przyjemność z (błyskawicznego) czytania to jedna z dwóch największych zalet książek z Mordimerem. Druga to sam Mordimer i tłumaczyć tego nie trzeba. Szkoda, że autor tylko raz pokusił się o przypisy, bo cenię wszelkie ciekawostki historyczne. Pod względem fabularnym rzeczywiście czasami jest jak w przygodzie RPG pośledniej jakości. Co by jednak nie napisać, swoją rozrywkową rolę cykl spełnia w stu procentach.

    OdpowiedzUsuń