poniedziałek, 18 czerwca 2012

Mariusz Zielke, „Księga kłamców” – Prawdziwe kłamstwa


Wszystko zaczęło się od huraganu Irene, który pustosząc Nowy Jork, zabił trzy osoby. Pierwszą ofiarą była kobieta uderzona skrzynką pocztową, drugą młody surfer, trzecią natomiast agent pracujący dla CIA. Historię tego ostatniego, zmiażdżonego przez drzewo, skrupulatnie udokumentowano w internetowej gazecie. Nie, to nie do końca prawda. W rzeczywistości rzecz przedstawia się zupełnie inaczej. Pytanie tylko, jak? Książka Mariusza Zielke to opowieść skonstruowana z opowieści, przemarsz półprawd, łgarstw i szyderstwa, niepokojąca mieszanka absurdu, erotyzmu i fantazji. Jeśli po nią sięgniesz, zadręczać cię będą wątpliwości, tym dotkliwsze, że powieść wciąga. Jak huragan nad Nowym Jorkiem. A może to było jakieś inne miasto?

W rolach głównych bohaterów obsadzona została para dalece wybiegających poza schemat kochanków. Anna Blum, bo tak przedstawia się kobieta, to znana niemiecka malarka, ekscentryczna i wyrafinowana, jak przystało na artystkę. Spełnieniem co noc obdarza ją Siergiej Jaszyn, nałogowy kłamca i mężczyzna, którego tajemnice z powodzeniem mogłyby zostać rozdane, jeśli nie mieszkańcom całego miasta, to przynajmniej dzielnicy. Kiedy Anna przypadkowo poznaje w kinie dwójkę młodych zakochanych, Bastiana i Inę, nastolatkowie nie wiedzą jeszcze, jak głęboko przyjdzie im zanurzyć się w chaosie. Demony bowiem jak nikt potrafią zabawić się życiem śmiertelników. A ponadto uwielbiają cieszyć się seksem i śmiercią.

Zastosowana w książce rama narracyjna mieści w sobie splatające się albo wykluczające nawzajem historie. Niełatwo odróżnić wymysły od faktów, wersję prawdziwą od zmyślonej. Trudu dodaje fakt, że opowieść płynie nieodgadnionym nurtem, skręca w kierunkach określanych przez postaci, ich kłębiące się i przeskakujące myśli, niekiedy zupełnie surrealistyczne. Mnożące się łamigłówki zmuszają jednak do tego, by czytać dalej, by w końcu zrozumieć. Mariusz Zielke wykazał się umiejętnościami nie tylko w konstruowaniu zawiłej fabuły, ale również w intrygowaniu czytelnika. Dla lubujących się w abstrakcji, nieoczywistych historiach i naginaniu struktury, będzie to prawdziwa – choć pełna kłamstw – gratka.

Księga kłamców ma nie tylko manipulować czytelnikiem, ale również zdumiewać. O ile to pierwsze udaje się jej bez zarzutu, tak co do drugiego można wysuwać wątpliwości. Powieść mówi wiele o miłości, o miłość toczy się w niej walka, lecz uczucie to uwzględnione zostało – nieprzypadkowo zresztą – wyłącznie w kategoriach zmysłowości, fizycznego pożądania. To seks, wypaczenie i perwersje grają tu pierwsze skrzypce. Czy motyw ten szokuje? Bynajmniej, bowiem po kilkudziesięciu stronach wie się już, że gdy bohater wyjdzie na ulicę, spotka tam prostytutkę. Gdy znowu zawita u niego dziewczyna, pierwsze co zrobi, to zacznie rozbierać się w progu. Wulgarność zaś podkreślą dosadne sformułowania. Tak przedstawia się forma tej lektury i trudno wątpić, że jest to zabieg celowy, hiperbolizujący realia. Jakkolwiek, po pewnym czasie można odczuć jego negatywne konsekwencje – przesyt generuje przecież obojętność.

„Miłość i cierpienie były siostrami”, dowiemy się z książki, a fabuła potwierdzi. Krwawe, dantejskie niemalże sceny idą w parze z uwydatnioną seksualnością, choć w przeciwieństwie do niej, nie nawarstwiają się niepotrzebnie. W tym miejscu trzeba wspomnieć o jednym z podstawowych aspektów książki, a mianowicie o grotesce i drwinie, które niemal wylewają się z kart powieści. Satyra na polityków i nazistów, popkulturowe odniesienia, przepowiednia o narodzie wybranym – to naturalnie Polacy, odwracanie losów przedstawionych w Biblii, a także nowa „Historia stworzenia” są tylko wierzchołkiem góry lodowej. Istotnie, nie jest to zbiór adresowany do każdego. Na pewno nie do tych, którzy nie chcą spojrzeć ze zdystansowanej pozycji.

Mariusz Zielke zmyślnie splótł ze sobą elementy rozrywkowe i krytyczną obserwację współczesnego świata, zostawiając także miejsce dla własnych interpretacji. O takiej książce trudno jest skonstruować neutralną opinię. Jedni będą zniesmaczeni odważnym przekraczaniem tabu czy wymykaniem się konwencji, inni uznają to za niezaprzeczalną zaletę. Pewne jest jednak to, że Księga kłamców to powieść unikatowa. Warto ją przeczytać choćby z tego względu, by przekonać się, jak wiele prawdy kryją w sobie kłamstwa.

Wydawnictwo Principium, 2012
Recenzja napisana dla portalu LubimyCzytać.

2 komentarze:

  1. "Księga kłamców" czeka już na lekturę. Ba, stwierdziłam nawet, że posiadam w przepastnych otchłaniach księgozbioru inną książkę tego autora, "Wyrok", która podobno też ma być niezła, używając Twojego określenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka tak dramatyczna, że boję się czytać. Nie wiem dla czego przeraża mnie ona mniej niż te "oblane" krwią i z wystającymi kończynami xd.

    Zapraszam na:
    http://recenzentka-fawelotte.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń