wtorek, 28 sierpnia 2012

Charles Stross, „Szklany dom”


Charles Stross to jeden z ważniejszych współczesnych pisarzy science fiction, kojarzony przede wszystkim za sprawą Accelerando. W przypadku tej publikacji można było mówić o powieści wieloaspektowo przedstawiającej ideę, w jakim kierunku zmierzać będzie rozwój ludzkości. Ze Szklanym domem sprawa przedstawia się zgoła inaczej. Choć książkę uznać można za niejaką kontynuację rozrysowanych w Accelerando koncepcji – XXVII wiek, wynaleziono bramki T i A – i choć futurologiczne obrazy również pełnią tu rolę fundamentu, to nie one napędzają powieść. Tym razem Stross za pomocą prostego narzędzia powraca do „wieków ciemnych” i dokonuje swoistego rozliczenia z przeszłością.

W XXVII wieku, po Akceleracji, fizyczność przestała stanowić przeszkodę. W przeszłość odeszła też gospodarka niedoboru. Backupy w asemblerach (bramkach A) zapewniają nieśmiertelność; podróże poprzez teleportery (bramki T) umożliwiają dostęp praktycznie do każdego miejsca. Mimo tych oraz innych udogodnień, postludzie nie osiągnęli jeszcze boskich mocy, a nowa rzeczywistość wprowadziła nowe problemy. W niedługim czasie po zakończeniu wojny cenzorskiej, główny bohater o imieniu Robin – chcąc zapomnieć o tożsamości, w której żył jako czołg – poddaje się operacji, a większość jego wspomnień zostaje wymazana. Wbrew pozorom, odcięcie się od przeszłości nie przychodzi Robinowi łatwo – ktoś wciąż próbuje go zlikwidować. Najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji wydaje się wzięcie udziału w dość osobliwym eksperymencie psychologiczno-socjologicznym: symulacji kultury sprzed Akceleracji. Dostawszy anonimową osobowość, Robin zostaje zamknięty w Szklanym domu.

Accelerando powoli wprowadzało w coraz to odleglejszy od znanego świat przyszłości, w coraz bardziej zaawansowaną technologię. W porównaniu doń, Szklany dom wydaje się wrzucać czytelnika od razu na głęboką wodę. Jak się jednak szybko okazuje, zaplecze w postaci wiedzy o współczesnych kierunkach science fiction nie jest wymagane. Linia fabularna już w pierwszych rozdziałach porzuca futurystyczny żargon, a jego miejsce zastępuje wszystko to, co dobrze znane. Eksperyment, w którym bierze udział Robin, tworzy sztuczną przestrzeń miasteczka z drugiej połowy XX wieku. Badani mają żyć zgodnie z obowiązującymi wówczas normami, zbierając punkty za każdą właściwą czynność społeczną i tracąc je za zachowania odbiegające od normy. Gdy eksperyment dobiegnie końca, kohorta, która sprawi się najlepiej, dostanie wysoką premię. System punktacji opierający się na wyścigu szczurów zaczyna funkcjonować zadziwiająco sprawnie.

Początkowo Robin – a właściwie kobieta Reeve, gdyż przypadło mu w udziale żyć w orto-ciele kobiety – kwestionuje słuszność swojej decyzji. Przepaść pomiędzy wiekami jest ogromna, co uwidacznia się przy najdrobniejszych nawet szczegółach: „Pomysł noszenia ubrań zrobionych z martwych zwierząt jest niewymownie obrzydliwy. A to coś, co nazywa się «jedwab», to po prostu rzygi gąsienic”. Tym jednak, czemu Stross poświęca najwięcej uwagi, i co zarazem jest tu najciekawsze, są mechanizmy rządzące społeczeństwem. Rodzina jako podstawowa komórka społeczna, segregacja płci, presja grupy – są to nieznane człowiekowi XXVII wieku terminy, których praktyczne konsekwencje okazują się dlań dość makabryczne. Robin/Reeve zauważa z przerażeniem, że całym jego życiem ma decydować losowe przydzielenie do płci. Teraz to już nie osobny człowiek, to tylko żona swojego męża. „Jestem więźniem w rekonstrukcji historycznego społeczeństwa (…) gdzie wszyscy ze standardu są wariatami, doprowadzonymi do obłędu przez irracjonalne prawa i bezsensowne zwyczaje”.

Płaszczyznę książki, na której wykwitają normy i role społeczne, udało się Strossowi przedstawić niezwykle interesująco. Widać tu oddziaływanie słynnego eksperymentu Zimbardo (do którego zresztą w pewnym miejscu pojawia się odniesienie). Drugim ważnym elementem konstrukcji powieści jest rys psychologiczny bohaterów; problemy związane z poprzednimi, nie całkiem zapomnianymi tożsamościami. Stross w dużej mierze buduje na nich główny wątek fabularny, gdyż – jak można się domyślić – Szklany dom to coś więcej niż tylko zwykły, legalny projekt spragnionych wiedzy naukowców. Im dalej w fabułę, tym częściej mają miejsce retrospekcje Robina, tym duszniejsza również atmosfera książki. Kulminacyjne wydarzenia wyzwalają nastrój wprost z dzieł Philipa K. Dicka; zatracenie swojego jestestwa, brak wiary w rzeczywistość, podważanie niby oczywistych faktów.

Szklany dom oferuje dawkę dobrej, przemyślanej fabuły opartej na wizji zaczerpniętej z fabularnie ubogiego Accelerando, co skutkuje satysfakcjonującym mariażem. Co można uznać za minus – chciałoby się pogłębienia niektórych kwestii. Zderzenie umysłu postczłowieka z prymitywnymi dlań czasami otwiera furtkę do niemal nieograniczonego pola manewru. Stross w tej stosunkowo krótkiej powieści (439 stron dużą czcionką) wykorzystał jedynie część tego, co było do zaoferowania.

Wydawnictwo Mag, 2011

4 komentarze:

  1. Po przeczytaniu Twojej recenzji stwierdziłam, że Strossa spokojnie mogę traktować jako ulubionego autora i bezstresowo sięgać po inne książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, że to naprawdę jest Hard science fiction. Stross to niebywały pisarz, stwierdzam to jedynie po recenzji i ubogich fragmentach, a raczej zdaniach.
    Muszę się obejrzeć za tą pozycją... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. „Accelerando” przede mną. Co do recenzowanej książki: klimaty a'la P.K. Dick i odniesienia do eksperymentu stanfordzkiego? Hmm, brzmi zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń