czwartek, 9 sierpnia 2012

Lauren Beukes, „Zoo City” – Z leniwcem na plecach


Na horyzoncie czytelniczym pojawiła się nowa powieść fantastyczna skupiająca uwagę na świecie współczesnym, lecz w nieznanej masowo odsłonie. W tym samym nurcie, poruszając się po obszarze krajów rozwijających się, pisze między innymi Ian McDonald (Rzeka bogów, Dom derwiszy. Dni Cyberabadu). Wraz z Zoo City przyszedł czas na Południową Afrykę i największe miasto RPA, Johannesburg. Wizja Lauren Beukes pokazuje metropolię jako zindustrializowaną, zachłyśniętą ideologiami Zachodu, blichtrem oraz pogonią za pieniądzem, a jednocześnie mocno zakorzenioną w afrykańskiej kulturze sangomów, zaklęć oraz duchów przodków. Jest to również miasto slumsów i nowej formy apartheidu, bo choć nie w zinstytucjonalizowanej formie, osoby zanimalizowane spycha się poza margines społeczeństwa.

Zinzi December, główna bohaterka i narratorka opowieści, na swoich plecach dźwiga Leniwca. Jako zanimalizowana, do dyspozycji otrzymała shavi, w tym przypadku objawiające się jako talent do odnajdywania zaginionych przedmiotów. Co za tym idzie, miejsca takie jak kanały zdecydowanie nie są jej obce. Wywiązywanie się ze zleceń na zgubione drobiazgi to bynajmniej nie jedyne źródło utrzymania Zinzi. Główny dochód czerpie ona z przeprowadzania oszustw internetowych na szeroką skalę. Dalekie od poukładanego życie kobiety komplikuje się jeszcze bardziej w momencie, w którym jej klientka zostaje zamordowana. Od tej chwili do gry wkraczają wielkie wytwórnie muzyczne, media, dilerzy narkotyków oraz, naturalnie, typki spod ciemnej gwiazdy. Nie żeby wcześniej ich nie było. Teraz po prostu jest jeszcze gorzej.

Pierwszoosobowa narracja Zinzi December stanowi specyficzną mieszankę. Kobieta ta – inteligentna, umiejętnie grająca słowem – prowadzi w sugestywnie nakreśloną atmosferę getta, nieznających litości korporacji, podziemnego światka oraz mglistych, niepokojących wierzeń Południowej Afryki. Często również intryguje i bawi błyskotliwym, słodko-gorzkim humorem. Udzielenie tej bezpardonowej, cynicznej kobiecie możliwości snucia historii, jest jednym z istotniejszych atutów książki. Zinzi nie szczędzi sarkazmu, a informacje dozuje, najczęściej podając je w boleśnie okrojonej formie, zaledwie kilkuzdaniowych wtrąceń czy aluzji. Nieustanne przeskoki czasowe i fragmentaryczne wyjaśnianie zdarzeń z przeszłości uatrakcyjniają opowieść i potęgują zainteresowanie. Niestety, to ostatnie niekiedy okazuje się bezowocne. Co zapoczątkowało odkryty w osiemdziesiątych latach ubiegłego wieku proces animizacji? Jak przebiegał on u Zinzi December? Nie wszystko ma tu wytłumaczenie.

Tematyka, jaką podejmuje Lauren Beukes, najbardziej widoczna jest w porozrzucanych po lekturze wstawkach. Są to artykuły prasowe, maile, wyciągi ze słowników, strona internetowa filmu. Dzięki temu poznać można szczegóły związane z głośnymi „oszustwami nigeryjskimi” czy też wierzenia zuluskie. Miejsce przeznaczone zostało również dla tematów takich jak życie w gettach, świat show biznesu, segregacja rasowa czy nietolerancja w sensie ogólnym. Jednym z najbardziej dobitnych przykładów jest wyciąg z komentarzy umieszczonych pod filmem dokumentalnym o ikonie kultury, zanimalizowanym Dehqanie Baiyacie. Wystawiwszy ocenę 0/10, internauta pisze: „Oni nie są istotami ludzkimi. Tego dowodzi już sam termin: zoolusi. Albo zanimalizowani. Aposymbionci. Czy jaki tam politycznie poprawny termin obowiązuje w danym tygodniu. Aposymbionci, czyli w skrócie «apos». A to jak skrót od «apokalipsy». (…) W Księdze Wyjścia wyczytacie: Nie pozwolisz żyć czarownicy”. Trudno o trafniejszą analogię do współczesnej rzeczywostości.

Istnieje jeden, acz znacznej wielkości zarzut, jaki można postawić lekturze. Zawiązanie akcji kształtuje się wzorowo, lecz prowadzenie jej pozostawia już więcej do życzenia. Oś fabularną miało stanowić nawiązujące do kryminałów noir śledztwo w sprawie zaginionej gwiazdki muzycznej, w efekcie jednak całość zaczęła przypominać luźno posklejane ze sobą klatki filmu. W wielu miejscach brakuje typowego kryminalnego napięcia, zaś wydarzenia – choć niepozbawione mocno nakreślonej atmosfery – następują po sobie bardziej dla ukazania poszczególnych scen, niż w oparciu o faktyczną przyczynę i skutek. W zestawieniu z pozostałymi aspektami powieści, które rzeczywiście zasługują na uznanie, konstrukcja fabularna plasuje się na szarym końcu. Po wiele obiecującym początku, można się było spodziewać czegoś lepszego.

Książka nie bez powodu uhonorowana została nagrodą im. Arthura C. Clarke’a. Prowadzi ona w niezwykły i tętniący życiem świat, obcy, a zarazem niebywale prawdziwy, z przewodnikiem w postaci fenomenalnej Zinzi December. Nikt, kto docenia cierpkie, zaprawione cynizmem poczucie humoru nie będzie się przy niej nudził. W Podziękowaniach Lauren Beukes nadmienia jak wielu osobom lektura zawdzięcza finalny kształt. Tam też znajdziemy informacje, ile materiałów oraz wycieczek krajoznawczych wymagała praca przy tej powieści. Wszystko to daje się odczuć podczas czytania. Szkoda jedynie, że perfekcyjne przygotowanie nie ma swojego odzwierciedlenia na gruncie fabularnym.

Wydawnictwo Rebis, 2012
Recenzja napisana dla portalu LubimyCzytać.

4 komentarze:

  1. Leniwce są ok ;) Ale z urban fantasy to już nie taka prosta sprawa, nie przemawia do mnie, nie lubię, przykro mi ale Zoo City u mnie nie zagości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc, liczyłam po cichu, że to jakaś większa rewelacja będzie... Ale wymieniasz zbyt poważne wady, jak dla mnie, więc chyba odpuszczę, przynajmniej na ten moment. Do urban fantasy też mnie na tę chwilę nie ciągnie - albo nie wiem, co jest na tyle dobre, że naprawdę warto po to sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałem już wiele pozytywnych opinii na temat tej książki i od razu przekonałem się do niej, jednakże nie zdążyłem jeszcze przeczytać.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń