środa, 2 stycznia 2013

Smutek blogerów (por. Lévi-Strauss)


Punktem wyjścia dla niniejszej notatki jest bardzo antropologiczna obserwacja odnosząca się do wyodrębnionych przez samozwańczego badacza działań społecznych mających miejsce na blogach książkowych. Jeśli brzmi to źle, to dobrze, teksty pseudonaukowe tak brzmią. Drugim punktem wyjścia jest fakt, że dyktafon, który został przeze mnie zamówiony nieopatrznie z Hongkongu jeszcze nie dotarł. Ponieważ bez dyktafonu z Hongkongu nie mogę przeprowadzić poważniejszego badania, pozostaje mi pobawić się tymi niepoważnymi.

Otóż w przeważającej większości (nie podaję danych, bo tego wymaga przedrostek pseudo-) blogerzy książkowi przywiązują ogromną wagę do liczby przeczytanych książek. Porównuje się liczby pozycji przeczytanych w danych tygodniach, miesiącach, latach. Jeśli jest ich mniej, ubolewa się nad tym. Jeśli więcej, występuje radość i/lub duma. Czyni się spisy przeczytanych lektur oraz tych, które planuje się przeczytać. Tworzy się również wyzwania książkowe i próbuje się im sprostać. Komentatorzy w pozytywnej wersji gratulują „wyników”, w negatywnej mentalnie poklepują po ramieniu, mówiąc, że będzie lepiej, w neutralnej życzą dużo czasu na czytanie i dobrych „wyników”.

Moje badanie ma na celu zastanowienie się nad zmiennymi tegoż zjawiska (czyli pędu czytelnika chcącego przeczytać jak najwięcej). Stawiam kilkanaście hipotez.

1. Duża/większa (w porównaniu do…) liczba przeczytanych książek:
a) daje satysfakcję i/lub podwyższa poczucie własnej wartości, że jest ich dużo/więcej – wartość autoteliczna,
b) daje przekonanie, że jest się mądrzejszym,
c) sprawia, że jednostka może postawić się wyżej w hierarchii moli książkowych,
d) sprawia, że jednostka może nazwać się kimś lepszym od tych, którzy nie czytają dużo lub nie czytają wcale,
e) przybliża do mglistego celu stania się tym, kto przeczytał najwięcej książek na świecie,
f) mniej radykalna wersja punktu e: przybliża do celu stania się tym, kto przeczytał najwięcej książek w danej grupie społecznej,
g) daje radość i/lub podwyższa poczucie własnej wartości z faktu, że udało się osiągnąć zwycięstwo – to w przypadku wcześniej planowanego wyniku,
h) umożliwia wykonanie tańca zwycięstwa, zorganizowanie imprezy, otwarcie szampana,
i) nie wiadomo co robi, bo osobnik tak zatracił się w czytaniu, że przestał myśleć samodzielnie,
j) skutkuje podniesieniem statystyk bloga, też zwiększeniem popularności strony, więc znowu: daje satysfakcję i/lub podwyższa poczucie własnej wartości,
k) zaspokaja potrzebę bycia zdobywcą (?!),
l) daje przekonanie, że wraz z błyskawicznym pochłanianiem kolejnych tomów zwiększa się jednostki: pomysłowość, wyobraźnia, wiedza, pamięć, zdolności językowe etc.,
m) punkt l, możliwe rozwinięcie: a im więcej wymienionych zalet, tym bliżej do homo superior,
n) zbliża do osiągniecia poziomu hard w książkowym nerdzeniu, co znowu prowadzi do kilku wymienionych już punktów,
o) daje poczucie przynależności do grupy moli książkowych, co może też zaspokajać potrzebę bycia akceptowanym,
p) zabija (być może niechciany) czas w sposób ambitniejszy niż np. przed telewizorem; nie trzeba wówczas myśleć o zmartwieniach i bezsensie żywota (vanitas vanitatum et omnia vanitas), więc jest również ucieczką od codzienności,
q) inne.

W tym miejscu wypadałoby przygotować kwestionariusz ankiety, ale biorąc pod uwagę, że to tylko pseudo-, pozostaje samo zastanowienie.

12 komentarzy:

  1. Dla mnie to po prostu podsumowanie moich comiesięcznych osiągnięć czytelniczych w celach statystycznych. Raczej nie mam się czym chwalić, a lubię mieć w jednym miejscu napisane co przeczytałam, bo mam krótką pamięć :P
    A co do ogółu blogerów myślę, że najbardziej punkt o), n), c) i a) :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego chce się przeczytać dużo/więcej? Wydaje mi się, że to niezwykle proste: Jest tyle dobrych i niesamowicie dobrych książek, że ten, kto lubi książki, woli ich przeczytać więcej niż mniej. To jak z każdą przyjemnością - wolę zjeść trzy kulki lodów zamiast dwóch albo dwukrotnie wyjechać na wakacje danego roku, a nie tylko raz. Tak samo wolę przeczytać 50 książek w rok niż 20. Oczywiście każda taka rzecz ma określoną granicę dla określonej osoby (zakładam, że po litrze zjedzonych lodów można mieć już dość - chyba że to wyjątkowo dobre lody), po której przyjemności nie będzie już sprawiać, ale w przypadku czytania jeszcze takiego stadium nie udało mi się osiągnąć, więc nie wiem, gdzie/czy taka granica jest. Ergo: więcej książek = więcej przyjemności. A że do przyjemności staram się podchodzić hedonistycznie, to im więcej przyjemności, to tym lepiej.
    A skąd emocje? W moim przypadku głównie stąd, że więcej przeczytanych książek oznacza, że mniej czasu poświęcałam na tzw. "bezproduktywne nic", lepiej planowałam dzień, wykorzystywałam efektywniej czas, etc. No i z samego faktu, że poznałam więcej fascynujących tytułów, co składa się na życiowego achievementa pod tytułem: przeczytać najwięcej dobrych książek, jak to możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oceansoul, to taka zwyczajna, absolutnie normalna i racjonalna odpowiedź (nie umniejszając jej wartości), że aż nudna. W dodatku jest na tyle dobra, że inni podłączą się pod nią i teraz nici z usłyszenia o leczeniu traum z dzieciństwa czy kontakcie z obcymi. Tyle stracić. :(

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny tekst! Poziom hard w książkowym nerdzeniu to moje skryte marzenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. I znowu świetnie :) Kurczę, ja wykazuję jakąś olbrzymią odporność na trend statystyczny i w ogóle nie kontroluję ile czytam. No i teraz, proszę bardzo, zdiagnozujcie mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dariuszu, kto by nie chciał, ale to wymaga tyle poświęcenia i wylanej krwi, że tylko wybrańcy bogów potrafią zakończyć zwykły "normal".

    Grendello, toż to okropne bezeceństwo i nie godzi się nie prowadzić statystyki codziennej albo godzinowej na stronie szanowanego blogera (a przecież miałam Cię za takiego!). Jestem pewna, że Twoja nonszalancja ma podłoże w dzieciństwie, Freud by to potwierdził.

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś w tym jest. W dzieciństwie w szkole miałam obowiązek prowadzenia dzienniczka lektur. Trzeba było podać autora i tytuł, napisać kilka zdań o książce, oraz wykonać rysunek ilustrujący. O, jakże ja tego nie cierpiałam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystko pasuje jak ulał. Któż śmiałby wątpić we Freuda? ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Też wprowadzę powiew nudy - jest tyle książek, które chciałabym przeczytać, że pewnie życia mi nie starczy, a do tego cały czas wydawane są nowe. Marny osiąg wzbudza więc we mnie głęboki smutek, że teraz to w ogóle jeszcze bardziej nie zdążę :( Chlip.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zabiły mnie Twoje hipotezy:D Zwłaszcza ta o czytelniczym nerdzeniu. Co do notowania i odhaczania na listach, ostatnio doszłam do wniosku, że u mnie to kanalizacja innej przypadłości, mianowicie czerpania przyjemności z brudzenia papieru w skodyfikowany sposób. Tak że nie wiem, czy się kwalifikuję.;) Poza tym jestem przykładem iście smoczego zbieracza, który swoje książkowe błyskotki pomnaża z lubością, ale każdą pierwiej ogląda dokładnie, czy aby nie tombak. Ale mądrzejsza się od tego nie czuję.;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jezebel, serce mówi mi, by przyłączyć się do lamentu w słusznej sprawie, ale rozum pozostaje jednak przy ufoludkach. Bo widzisz, mnie właśnie one zmuszają do czytania. (Przynajmniej jeden głos na nie!).

    Moreni, jeśli smoczy zbieracz to bardzo kwalifikujesz się do mojego zestawienia, jeszcze takiego tu nie było. Jakbyś powiedziała dodatkowo, że masz jaskinię, to już w ogóle postawiłabym Twój przykład na przedzie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie no, mam zwykły pokój - wilgoć panująca w jaskini szkodziła moim skarbom.;)

    OdpowiedzUsuń