niedziela, 29 lipca 2012

Jeanette Winterson, „Dom na krańcu czasu”


Jeanett Winterson, uhonorowana Orderem Imperium Brytyjskiego pisarka tworząca w szeroko rozumianym nurcie feministycznym, znana jest przede wszystkim za sprawą tytułów takich jak Nie tylko pomarańcze, Płeć wiśni czy Zapisane na ciele. Wszystkie te pozycje skierowane są ku starszemu czytelnikowi, dopiero wydany w 2006 roku fantastyczno-przygodowy Dom na krańcu czasu wychodzi naprzeciw młodzieży. Wbrew pozorom zmiana grupy docelowej nie wpływa znacząco na lekturę. Bez trudu daje się zauważyć, że to ta sama subtelnie ironiczna narracja, mieszanie czasów, eksploatowanie motywów fantastycznych. A poza tym dużo humoru i przygody mogących zauroczyć niezależnie od wieku.

W Tanglewreck, wiekowej angielskiej posiadłości, zamieszkuje dziedziczka dość marnej fortuny, jedenastoletnia Silver. Straciwszy rodziców, dziewczynka zdana jest na łaskę i niełaskę wyjątkowo antypatycznej ciotki, pani Rokabye, oraz jej ukochanego królika, Bigamisty. Owszem, w imieniu wróżba, Bigamista niestrudzenie powiększa grono swych krewniaków. Silver, choć zmuszona wszystkie prace wykonywać samodzielnie, na przykład przyrządzać dania z tego, co wyrośnie w ogródku – czyli mleczy, pokrzyw oraz kapusty – przyzwyczaiła się podobnych trudów. Na świecie natomiast zaczyna dziać się coś dziwnego. Czas staje się kapryśny, zwalnia albo przyspiesza, a dodatkowo Anglię nawiedzają tak zwane Tornada Czasu. Co z tym wszystkim wspólnego ma Silver? Czym jest artefakt zwany Czasomierzem? Oraz najważniejsze: gdzie można Czasomierz znaleźć?

Fabuła książki nie jest tak liniowa jak w sporej części powieści dla młodzieży. Splatając przeszłość z przyszłością, wychodząc poza Czas, podąża tuż za rozrastającą się intrygą. Angażuje przy tym wiedzę z różnych epok, od alchemii po fizykę i kosmologię; od czasów kultu boga Ra, piratów i inkwizycji, po futurystyczne wizje przyszłości nowych bogów. Owa przyszłość – jeśli teraźniejszość nie zostanie zmieniona – powiedzie ku swego rodzaju antyutopii, w której handluje się czasem, a transfuzje czasu stoją na porządku dziennym. Zagadnienia związane z wieloświatami, nierozdzielnością czasu i przestrzeni, czy też licznymi ścieżkami możliwości, mogą okazać się trudne dla młodego odbiorcy, lecz Winterson każdy abstrakcyjny temat przedstawia w łatwy i obrazowy sposób, selekcjonując istotne informacje i umożliwiając pełne ich zrozumienie.


– Gdzie jest Alfa Centauri? – zapytała.
– To najbliższa nam gwiazda. Znajduje się cztery lata świetlne stąd. Gdybyś została zaproszona na podwieczorek na Alfa Centauri, który miałby odbyć się za cztery lata, musiałabyś natychmiast wyruszyć w podróż i podróżować z prędkością światła, żeby zdążyć, zanim całe ciasto zostanie zjedzone. Na szczęście tutaj jesteś już na miejscu, a ciasta jest dość.
Abel Darkwater uśmiechnął się. Wychodziło mu to lepiej niż pani Rokabye, ale Silver podejrzewała, że to dlatego, iż dłużej ćwiczył. (…)
Gdy tylko to sobie pomyślała, Abel Darkwater obrzucił ją bacznym spojrzeniem. Zorientowała się, że on czyta jej w myślach, i natychmiast zmusiła się, by myśleć o kapuście.

Siłą powieści jest nie tylko przygoda, ale również błyskotliwa narracja. Dowcip Winterson – początkowo wywołujący skojarzenia z Serią niefortunnych zdarzeń Lemony Snicketa, miejscami zbliżony do pratchettowskiego – może sprowadzić uśmiech nie tylko na twarze najmłodszych. To ciepły, lekko ironiczny humor, czasem uderzający w absurdalne nuty. Kiedy bandzior imieniem Fisty – należący do ludzi, którzy kopią psy i topią kocięta, za to mający jedynego przyjaciela w postaci psa-robota – wpada do lochu, tym o co martwi się najbardziej, jest stan telefonu komórkowego. W powieści nie zabrakło także afirmacji przyjaźni i miłości, choć w pewnym momencie co wrażliwsi czytelnicy mogą uznać ją za nazbyt dosłowną. Wówczas to przyjaźń zaczyna niemetaforycznie przenosić góry. Aż chciałoby się krzyknąć „za dużo!”.

Dom na krańcu czasu to ambitna i dająca do myślenia lektura dla młodego czytelnika. Niepozbawiona uroku, unikająca infantylizacji grupy docelowej, przełamuje schemat męskich bożyszczy ratujących światy, nareszcie powierzając najważniejsze zadania dziewczynce. Na tym polu Winterson wyjątkowo zgrabnie posługuje się motywami, wystrzega się przesady, umiejętnie odwraca wpojone nam przez kulturę role – w momentach takich jak wtedy, gdy to Silver zmierza na pomoc chłopcu, nie sposób doszukiwać się upolityczniania. Fabuła mknie do przodu i potrafi zaskakiwać do samego końca, mogąc umilić chwile tak samo młodszym jak i starszym. Nie jest to książka znakomita – niektóre wątki aż proszą się o rozwinięcie – lecz wystarczająca, by mogła się podobać.

Wydawnictwo Znak, 2008

6 komentarzy:

  1. Szkoda tylko, że tłumaczenie tytułu nie uchwyciło smaczku wersji angielskiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i już nabrałam ochoty, a tu się okazuje, że książki w mojej księgarni nie ma. W Niemczech też nakład wyczerpany. Shit.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda na to, ze będę musiała zapoznać się z autorką.;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi ciekawie. Nie słyszałam o tej autorce, ale chętnie zapoznam się z jej prozą.;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak na książkę młodzieżową, brzmi fantastycznie! Chętnie poczytam o przygodach Silver. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń