wtorek, 24 lipca 2012

Jacek Piekara, „Młot na czarownice” – Jeszcze więcej stosów i czarownic


Tułaczki pokornego Sługi Bożego, Mordimera Madderdina, odsłona druga. Czy od ostatniego spotkania z inkwizytorem cokolwiek zmieniło się na tym łez i grzechu padole? Ano nic – dalej ucztują plugastwo oraz występek, heretycy oddają cześć Szatanowi tudzież bluźnią przeciwko Bogu i Aniołom. Tego ostatniego zresztą nie polecam nikomu, na pewno nie w obecności Mordimera. Kierująca się najniższymi, godnymi pożałowania instynktami gawiedź wzywa pogańskich bożków, zaś kler wcale nie wydaje się być od pospólstwa lepszy. W środku całego tego zepsucia na straży wiary i sprawiedliwości stoi on – licencjonowany inkwizytor Jego Ekscelencji biskupa Hez-hezronu... A skoro o biskupie mowa, módlmy się wszyscy o zdrowie dlań, przede wszystkim o mniej ataków podagry.

Młot na czarownice składa się z pięciu luźno powiązanych ze sobą opowiadań, przy czym pierwsze, co rzuca się w oczy przy czytaniu, to poprawa na płaszczyźnie fabularnej. Bolączkę poprzedniego tomu stanowiły powtarzające się schematy i stosunkowo proste historie. Tutaj epizody nie tylko są ciekawsze, ale też obfitują we wszelkiego rodzaju smaczki. Poznajemy więc okruchy informacji na temat młodości Mordimera – notabene nie pozostają one bez znaczenia dla wydarzeń obecnych – dowiadujemy się także, w jakim kierunku zmierzać będą dalsze przygody. Pamiętacie owiany tajemnicą Wewnętrzny Krąg? Cóż, choć nie ma co liczyć na pozbycie się wszelkich wątpliwości, to pewną podstawę o nim można będzie zbudować. Podlejmy to wszystko niegasnącym humorem i erudycją Madderdina, a wyrośnie zbiór, który czyta się błyskawicznie i z zainteresowaniem.

Opowiadane historie wciąż cieszą płynnością, ukazując talent Piekary do prowadzenia nie najłatwiejszej wszak narracji pierwszoosobowej. Mordimer – jak wiemy, człowiek tak samo przepełniony wiarą, co racjonalizmem – nieustannie raczy czytelnika trafnymi, a częstokroć komicznymi spostrzeżeniami. Tym razem środek ciężkości przesunięty został na kler, toteż spodziewać się można przemyśleń takich jak: „Nigdy nie przepadałem za księżmi, bo trudno było znaleźć istoty bardziej plugawe, sprośne i chciwe zysku za wszelką cenę. (...) Zapewniam was, moi mili, że tak samo będzie za lat pięćset, a może i tysiąc”. Co ciekawe, do świata Inkwizytorium wkradnie się też herezja mówiąca o tym, że Chrystus na krzyżu umarł, zamiast, jak się przyjmuje, zstąpić zeń w chwale i blasku, i wyrąbać sobie drogę mieczem oraz potęgą. Wiadomo jednak, odstępcy od prawdziwej wiary znajdą się zawsze.

Realia odmalowuje Piekara sprawnie; widać, że bohaterowie to nie tylko potrzebne do sceny kukły, a świat przedstawiony nie tylko statyczna sceneria. Opisy, choć oszczędne, przemawiają do wyobraźni i czy to zalane nieczystościami ulice, czy komnaty zamku burgrabiego, bez trudu czuje się panującą tam atmosferę. Bez wątpienia Piekara ma wyrobiony warsztat i potrafi zrobić z niego użytek. Jedynym mankamentem zbioru jest powtarzanie wciąż tych samych informacji – o ile przypomnienie, co zdarzyło się w tomie poprzednim uznać można za zrozumiałe, tak chroniczne odświeżanie podstaw, w dodatku przy wykorzystaniu tych samych sformułowań, po pewnym czasie zaczyna nużyć.

Młot na czarownice można polecić każdemu, komu spodobały się trudy inkwizytorskiego życia w części pierwszej. Zbiór utrzymuje poziom, opowiadania zdają się nawet być bardziej przemyślane, a Mordimer Madderdin wywołuje te same uczucia, co wcześniej. Choć nie ma tu mowy o zaskakiwaniu niczym wyjątkowym, jest to kawałek dobrze napisanej prozy, ukierunkowanej na dostarczanie rozrywki i znakomicie się z tego wywiązującej.

Wydawnictwo Fabryka Słów, 2012
Recenzja napisana dla portalu LubimyCzytać.

11 komentarzy:

  1. Czytając ten cykl popełniłam błąd - przeczytałam wszystkie części po sobie no i niestety zlewa mi się w jedną, wtórną całość.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam z kolei inne starcie z Piekarą.. Mordimera znam z protagonistycznego opowiadania opublikowanego w Click! Fantasy (sic!). Od tych prawie 10ciu lat nie miałem kontaktu z jego prozą aż nagle, całkiem przez przypadek dane mi było przeczytać 'Płomień i Krzyż'. Ot, tak potknąłem się o tę szybką i przyjemną lekturę. Problem polega na tym, że gdy zaciekawiony światem sięgnąłem po pierwszy zbiór opowiadań, odbiłem się od tego grafomaństwa i niedbałej formy zupełnie. Nie potrafię, nie chcę i już, sio.

    No i trochę żałuję, że tak nie potrafię.. :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja oddaje to plusy i minusy tego zbioru. Ciężko ująć to lepiej.
    Tylko jak tu teraz zrecenzować tom trzeci, skoro wszystkie są do siebie dosyć podobne? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze można skopiować tekst z tomu drugiego i czekać, czy ktokolwiek się domyśli. ;))

      Usuń
  4. Jestem zachwycona nowymi wydaniami książek Piekary. Są niesamowicie klimatyczne. Cykl o Słudze Bożym chciałam przeczytać już dawno, ale jakoś nie miałam jeszcze ku temu okazji. Na razie mam za sobą "Necrosis. Przebudzenie" tego autora. I jestem zachwycona.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że niby te zintegrowane są zachwycające i niesamowicie klimatyczne? Te odgrzewane kotlety z wrzuconymi nań kawałkami czegoś dziwnego, mającego nieudolnie imitować kamień i zasłaniającego sporą część ilustracji? To zrobione na szybko coś, co ma sprawić, że ta sama pozycja sprzeda się po raz kolejny, bez konieczności płacenia grafikowi za odświeżenie okładek? My goth, rozbieżność ludzkich gustów nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać :D

      Usuń
    2. Gdybyśmy wszyscy mieli podobny byłoby nudno nie? ;)

      Usuń
    3. Tak sobie jednak myślę, po głębszym zastanowieniu, że to nie do końca rzecz gustu. Gdyby człowiek, zajmujący się tym zawodowo, położył Ci krzywo kafelki w łazience, upaprawszy przy okazji fugą wszystko, co się dało, nie nazwałbyś przecież tego kwestią gustu, a zwyczajną fuszerką, nieumiejętnością wykonywania zawodu, który wykonywać się usiłuje. Podobnie sprawa ma się tutaj - pokazuje brak umiejętności grafika. Człowiek w tej branży nie potrafiący umiejętnie operować teksturami? Seriously?

      Usuń
    4. Agata, potrafisz przekonywać, nie myślałaś czasem o polityce? :D Z teksturami rzeczywiście mogliby się lepiej postarać - choć ja nie narzekam tak jak Ty - natomiast co do odgrzewanych kotletów, to Fabryka przecież zrobiła serię Piekary z zupełnie innymi okładkami. Chodzi mi o te czarne mające zamiast ilustracji zdjęcia. Oglądałam je wnikliwie na półce K. i zdecydowanie wolę starą (a teraz odgrzewaną) grafikę. Więc jak dla mnie nie ma sensu zmieniać tego, co jest dobre.

      Usuń
  5. Świetny wstęp ;) Reszta zresztą też.

    Odnosząc się do samej książki, postać Mordimera wydaje się być bardzo interesująca, jednak zniechęca mnie rzekomy spadek formy w późniejszych tomach. Na razie sobie podaruje, ale będę miał na uwadze dzieła Piekary jeśli kiedyś przyjdzie mi do głowy co jeszcze mógłbym przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń