wtorek, 4 czerwca 2013

Grażyna Jagielska, „Fastryga”


Fastryga to książka o poddawaniu się, o klęsce możliwości. To narracja biorąca na cel społeczne i psychologiczne uwarunkowania każące kobietom przyjmować na siebie całą odpowiedzialność, za wszystko i bez zająknięcia. Mężczyźni nie pomagają – nie ma ich, odeszli dawno temu, zostawiając kobiety samotne, z natłokiem obowiązków, w kieracie odzierającym z zastanowienia, czasu i szans na lepsze. Zostają tylko powinności, rutyna, powolne zanikanie. Jeśli zaś mężczyzna wraca, sytuacja kobiety wcale nie ulega poprawie. Dzieje się równie źle, choć nieco inaczej – niknięcie powodowane jest innymi czynnikami.

Historia trzech pokoleń kobiet rozpoczyna się wyraziście – niejasnym, na poły magicznym wydarzeniem scalającym przeszłość z teraźniejszością. Babka, synowa Krystyna i dwie córki są zmuszone opuścić Biały Dwór i przenieść się do zdezelowanej stróżówki przy głównej bramie. W niedługim czasie po przekroczeniu progu, gdy Krystyna krząta się w kuchni, dziesięcioletnia Mela spada ze schodów. Odtąd upośledzona dziewczynka widzi rzeczywistość odmiennie; zostaje obarczona wiedzą o dniach, w których nie było jej jeszcze na świecie. Różne warstwy czasowe nakładają się na postrzeganie Meli, a zachodzące wokoło zmiany są tak dotkliwe, że ludzie umierają dla niej po wielokroć, wciąż inni, nigdy tacy sami jak wcześniej. Ważne jest by zdążyć i ich znaleźć. Ona jedna wie, że trzeba ich znaleźć na czas. Stonowana narracja Grażyny Jagielskiej potrafi świetnie współgrać z punktem widzenia Meli w tych pierwszych rozdziałach – jest dziwnie, roi się od niedomówień i niejasności. To jednak tylko wstęp do opowieści.

Średnia roczna liczba wykonywanych telefonów do Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie wynosi jedenaście tysięcy. Więcej zgłoszeń odnotowuje się, gdy prowadzone są kampanie promocyjne. To wyłącznie statystyki, natomiast o tym, jak sytuacja z przemocą domową wygląda od środka, opowiada Fastryga. Początkowo trochę z oddali, kładąc nacisk na polską mentalność. Na nasze zamiłowanie do cierpiętnictwa i zakorzenione głęboko przekonanie, że po nieszczęściu musi czekać nagroda. To mocno wrośnięta w tkankę społeczną, dyktowana katolicyzmem polska choroba, która objawia się w takich oto mądrościach: „Poświęcenie dobrze robi na duszę, mawiała matka”. Nie tylko ona jedna mawiała – jeszcze w początkowych partiach tekstu Krystyna spotyka sąsiadkę, prostą kobietę, nad którą znęca się mąż alkoholik. „Złe bierze”, tłumaczy swój los Walicka, wychudła, z podbitymi oczami. Po chwili rozmowa schodzi na bezpieczne sprawy codzienne. Poziom refleksji nie przekracza tu niezbędnego minimum, to bardziej nawet percepcja niż zastanowienie. Ponadto istnieje przecież prawo mówiące o tym, że rodzina jest najważniejsza, że nie można jej rozbijać. Kobiety wierzą w to, ponieważ wierzą księdzu proboszczowi.

Ale nie na lakonicznych scenach kończy się Jagielskiej mówienie o przemocy domowej. Przebywanie w przestrzeni opresji obejmuje tu najszerszy wątek, podzielony na troje i dotyczący babki, matki i córki. Los trzech kobiet sytuuje się gdzieś przy kategorii nie-istnienia, przy jałowej egzystencji. Babka pozostaje w zawieszeniu między życiem a śmiercią, ponieważ nie potrafi poradzić sobie ze zmieniającymi się warunkami. Matka, bo po latach skoncentrowanych na przetrwaniu zamknęły się przed nią perspektywy lepszego życia, zostawiając tylko mechaniczne wypełnianie obowiązków. Interpretacja odsyła tu do historii rodziny – ciążącego nad jej członkami fatum jeszcze z okresu wojny. W końcu jest i córka reprezentująca kobietę poddaną mężowi w patriarchalnej rzeczywistości. To świat, w którym żony rezygnują ze studiów i marzeń dla dobra rodziny, zaś gdy chcą poświęcić się swoim pasjom w zaciszu domowym, mężowie na to nie pozwalają, czują się bowiem zaniedbywani. Przedstawienie tradycyjnego modelu rodziny zostaje tu pociągnięty do skrajności, a opowieść zmienia się w dobrze napisane studium psychiki – ofiary, ale także oprawcy. Wyraźnie uwypukla się wówczas analogia do jednej z pierwszych polskich książek poświęconych tej tematyce: Trzepotu skrzydeł Katarzyny Grocholi. Jagielska jednak dużo lepiej od Grocholi radzi sobie z konstruowaniem fabuły i podejmowaniem wątków opowieści.

W powieści tej ciąży otępienie, bezwład, niemożliwość wyswobodzenia się z sytuacji. Takiego stanu doświadczają wszyscy bohaterowie z wyjątkiem kalekiej, inaczej odbierającej bodźce Meli. Przy tak rozłożonych akcentach raczej nie można liczyć na zrywy fabularne, nie o to wszak tutaj chodzi. To wiarygodna historia kobiet złamanych, warta do odnotowania.

W.A.B., 2006

1 komentarz:

  1. Lubię Serię z Miotłą, ponieważ każda z książek, która należy do niej, porusza istotne problemy. Na pewno sięgnę po "Fastrygę".

    OdpowiedzUsuń