sobota, 16 marca 2013

Peter Godwin, „Strach. Ostatnie dni Roberta Mugabe” – Polityka strachu


Zimbabwe, niegdyś jeden z najlepiej rozwiniętych krajów Afryki, w 2008 roku pokazuje, co to upadek, zniszczenie, przerażający paradoks. Liczba zatrudnionych sięga tu sześciu procent. Ludzie głodują, nie mają dostępu do szkół ani do szpitali. Waluta państwowa niemal zupełnie straciła wartość; jedna trzecia Zimbabwejczyków próbuje się ratować, opuszczając ojczyznę. Za tym wszystkim stoi jeden tylko człowiek, sprawujący władzę nieprzerwanie od 1980 roku Robert Gabriel Mugabe. Jego polityka opiera się na strachu.

Gdy w 2008 roku w Zimbabwe odbywają się wybory prezydenckie i parlamentarne, do kraju swojego dzieciństwa wraca Peter Godwin. Jak przyznaje, pragnie zatańczyć na politycznym grobie Roberta Mugabe: utraciwszy kontrolę nad sfałszowanymi wyborami, które dopiero co zorganizował, najdłużej na świecie panujący przywódca po dwudziestu ośmiu latach miał utracić władzę. Wydarzenia przybierają jednak inny obrót, niż można by się tego spodziewać. Do wiadomości podana zostaje informacja o konieczności przeprowadzenia drugiej tury. Ale co najważniejsze – okazuje się, że Mugabe wcale nie zamierza zsiadać z fotelu tyrana. Zamiast tego rozpoczyna kampanię opierającą się na zastraszaniu i torturach, nierzadko prowadzących do śmierci ofiar. Wyniszczony kraj ogarnia fala przemocy, którą nam, współczesnym Europejczykom, trudno sobie nawet wyobrazić.

Relację Godwina podzielić można na trzy poziomy. Przede wszystkim dziennikarz przemierza Zimbabwe, rozmawiając z tymi, którzy doświadczyli represji. Odwiedza nieliczne działające jeszcze kliniki, oddaje głos ludziom, których domy rozgrabiono, rodziny wymordowano, tym, którzy słyszeli chrzęst kości, gdy je im łamano. Jest ich wielu. Nie każdy z nich rzeczywiście głosował na MDC (Ruch na Rzecz Zmian Demokratycznych, opozycja), oprawcom to nie przeszkadza. To „fabryka tortur”: Tym właśnie jest to, co się tutaj dzieje – przemocą na skalę przemysłową. Godwin z pieczołowitością i poważaniem zapisuje historie Zimbabwejczyków. Niektórych z nich przewozi się na taczkach, bo nie mogą chodzić. Inni opowiadają o warunkach panujących w więzieniach, o tym, do czego byli zmuszani. Kobiety mówią o zbiorowych gwałtach: Brenda Meister nie może zapomnieć historii kobiety, która wyszła załatwić sprawunki z jednym z rocznych bliźniaków, a drugiego zostawiła z ojcem. Po powrocie zastała martwego męża na podłodze obok dziecka z obciętą głową. Zbiry Mugabego, które to zrobiły, chwyciły ją i zgwałciły przy ciałach (…).

To niewiarygodne, ale tym, co łączy bohaterów reportażu, jest odwaga, by dalej sprzeciwiać się dyktaturze. Wielu z nich trafia do więzień regularnie, z pełną świadomością, raz po raz przeżywając te same męki. Sam Godwin zresztą ryzykuje życie – uznano go kiedyś za wroga państwowego, oskarżono o szpiegostwo. Mimo to spotyka się z działaczami politycznymi, bierze udział w rozmowach dotyczących następnych kroków. To drugi poziom, jaki wyodrębnić można w książce, sfera polityki, dążenie do odratowania Zimbabwe. Tragizm sytuacji polega tu na izolacji międzynarodowej: jak gdyby świata nie obchodziła nasza walka o demokrację. Wszystko dlatego, że nie mamy ani kropli ropy do zaoferowania. Działania ONZ blokuje zaś dwoje zaufanych obrońców praw człowieka, Rosja i Chiny. Poza tym opozycja nie chce sięgnąć po broń, oficjalnie więc nie można mówić o wojnie domowej. Wojnę prowadzi tu tylko jedna ze stron.

Gdyby nie obraz okrucieństwa, jaki wyłania się z lektury, przerywniki dla świadectw tyranii takie jak opisy miejsc, do których Godwin wraca po latach, mogłyby urzekać. Bo oprócz dwóch najważniejszych aspektów, jest to też osobista opowieść człowieka mocno związanego z krajem pochodzenia. Dla Godwina spisywane relacje to nie tylko argument na to, że powszechnie gwałci się w Zimbabwe prawa człowieka. To przede wszystkim historie ludzi, każda z osobna, nad którymi należy się z szacunkiem pochylić. I warto, bo to ważna rzecz.

Wydawnictwo Czarne, 2013
Recenzja napisana dla portalu LubimyCzytać.

3 komentarze:

  1. Czasem po prostu nie można uwierzyć, że to wszystko dzieje się pod nosem Europy. Podziwiam ludzi, którzy mają odwagę mówić o tym i ponosić srogie konsekwencje tego czynu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam już co nieco o tej książce, ale sama nie wiem, czy po nią sięgnę. Trochę nie moje klimaty i jestem trochę przerażona. Chodzi mi o tą brutalną rzeczywistość. Nie wiem, czy jestem gotowa zmierzyć się z nią po raz kolejny. Może kiedyś. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O, chętnie przeczytam tę książkę. Własnie skończyłam "Wypalanie traw", które obfitowało w odniesienia do Zimbabwe.

    OdpowiedzUsuń