wtorek, 5 marca 2013

Milan Kundera, „Nieznośna lekkość bytu”


Najbardziej znana powieść czeskiego pisarza czerpie podbudowę z filozofii, by na jej podstawie skonstruować fabułę zogniskowaną na kilku nadrzędnych tematach. W ten sposób jako pierwsza wyodrębnia się warstwa metafizyczna: jeśli idea wiecznego powrotu jest najcięższym brzemieniem, bo wszystko, co uczynimy musi się nieskończenie wiele razy powtórzyć wraz ze swoimi konsekwencjami, to jej brak, a więc przemijalność, musi oznaczać wyzwolenie, wspaniałą lekkość. Kundera zastanawia się, czy tak jest w istocie. W jego rozważaniach ważne miejsce zajmują przedmioty takie jak współczucie, miłość czy przypadek. Ale to dopiero pierwszy szereg wyliczanki – niewielkiej objętości książka zawiera w sobie nieporównywalnie więcej.

Wspomniana wyżej lekkość wiąże się między innymi z niemożliwością sprawdzenia, czy powzięta decyzja była słuszną. Nie istnieje szansa cofnięcia się w czasie i wypróbowania innych rozwiązań, być może lepszych; stosunkowo niewiele zależy od nas samych i naszego rozumu. Tak oto Kundera pokazuje ludzi jako istoty skazane na los generujący przypadki – rzecz, wydawałoby się, błahą. Jak wygląda w takim razie problem miłości? Trudno byłoby nie zgodzić się z autorem: Wszyscy uważamy, że jest nie do pomyślenia, by miłość naszego życia miała być czymś lekkim, czymś bez wagi. Sądzimy, że nasza miłość jest tym, co musiało się zdarzyć (…). Tymczasem do spotkania dwójki głównych bohaterów, Teresy i Tomasza, potrzeba było aż sześciu przypadków. Los podsunął ich sobie, a dopiero później umożliwił dokonanie wyboru. Ale nawet wówczas Tomasz nie był pewny, co zrobić – czy to miłość, czy tylko histeria – i kolejny raz zadecydował przypadek.

Bohaterowie żyją w czasach, w których rozgrywają się wydarzenia związane z militarną reakcją Związku Radzieckiego na Praską Wiosnę. Tomasz wyrzeka się dla ukochanej kobiety możliwości życia z dala od okupowanego kraju, co w pewnym momencie wpędza go w rozpacz: Decyzja życiowej wagi opierała się na miłości tak przypadkowej, że nie zaistniałaby ona w ogóle, gdyby jego szef nie zachorował przed siedmiu laty na ischias. I tak kobieta, to ucieleśnienie absolutnego przypadku, leży teraz obok niego i głęboko oddycha przez sen. To uświadomienie sobie własnej niemocy przywodzi skojarzenie z pascalowskim porównaniem człowieka do trzciny, ale podobnie jak w sentencji, i tutaj w końcu pojawia się myśl pozytywna. Łatwo bowiem spojrzeć na koincydencje z innej strony. U Kundery nieustannie objawia się skłonność do zadawania pytań, analizy i przedstawiania wniosków. Widoczna jest też umiejętność wprowadzania autotematycznych wstawek bez zaburzania rytmu opowieści. Warto przymknąć oko na czasem profesorski ton wywodu, bowiem narracji tej, mimo przywoływania wciąż nowych myśli filozoficznych, daleko do pustosłowia.

Rozdziały z perspektywą Tomasza (Lekkość i ciężar) przeplatają się tu z opowieścią skoncentrowaną na Teresie (Dusza i ciało). W przypadku tej drugiej historii ważną rolę odgrywa angażujące polemikę z Freudem pytanie o wolność w miłości. Terasa zezwala partnerowi na wizyty u kochanek, przyjmując jego wyjaśnienia, że ten rodzaj seksu nie ma związku z prawdziwą miłością, która zarezerwowana jest tylko dla jednej osoby. Taki porządek ustanowiony zostaje za dnia, noc z kolei symbolizuje tu spychane do podświadomości lęki – nie tylko te dotyczące romansów męża. Kundera znakomicie połączył mnogość wątków z życia bohaterów, wyodrębnił poszczególne wątpliwości, wreszcie przełożył te ostatnie z języka szczegółowego na ogólny: Jaki jest więc stosunek między Teresą a jej ciałem? Czy jej ciało ma w ogóle prawo nosić imię Teresa? (…) Tylko te najbardziej naiwne pytania są naprawdę poważne. Kwestia podziału na ciało i duszę, mimo że brzmiąca abstrakcyjnie, ma tutaj wymiar zupełnie konkretny: może rozwiązać problem dotyczący łączności albo rozdzielności, jaka zachodzi między miłością fizyczną a miłością mentalną.

Nie sposób pisać o choćby połowie zagadnień, jakie porusza powieść, nie rozciągając tekstu do kolosalnych rozmiarów. Są tu szeroko scharakteryzowane relacje międzyludzkie, fragmenty dotyczące teatralizacji życia, zderzanie ze sobą skrajności. Jest postać kochanka, który nie szanuje żony, tylko kobietę w żonie – typ mężczyzny kochającego przede wszystkim matkę, esencję kobiecości. Jest również motyw treści ulokowanych w przedmiotach i pojęciach oraz niezrozumienie zeń wynikające. Jest w końcu opis działań Związku Radzieckiego, ale też wytknięcie potrzeby epatowania własnym nieszczęściem: Jedynym sławnym budynkiem zniszczonym przez wojnę był staromiejski ratusz. Zdecydowali się zostawić go w stanie ruiny na wieczną pamiątkę, żeby żaden Polak ani Niemiec nie mógł im zarzucić, że mało cierpieli. (…) Terasa spojrzała na zburzony ratusz i nagle przypomniało jej to matkę: ta perwersyjna potrzeba, by pokazywać swe ruiny, (…) obnażać kikut amputowanej ręki i zmuszać cały świat, żeby mu się przyglądał. O wszystkim tym Kundera pisze błyskotliwie, z lekką ironią, w taki sposób, że do wielu partii tekstu chce się wracać po wielokroć.

Książkę zamyka rozdział poświęcony suczce Teresy i Tomasza, przekornie nazwanej męskim imieniem Karenin. Tekst prędko wyjaśnia, że oddanie psu kilkudziesięciu stron nie było działaniem przypadkowym: Zaraz na początku Genesis jest napisane, że Bóg stworzył człowieka, aby mu powierzyć władzę nad ptactwem, rybami i ssakami. Oczywiście, Genesis spisał człowiek, a nie koń. O ile wcześniej Kundera odwoływał się głównie do ontologii, w ostatniej części skumulowane zostają elementy z etyki, w tym także wyższość miłości do zwierząt nad miłością do człowieka. Mimo że nie są to myśli innowacyjne – dla przykładu przywołać należałoby Petera Singera – umieszczone w powieści, obok fabuły właściwej, zyskują nową jakość. Zdanie to może też posłużyć za podpowiedź dla pytania, czy motywy eseistyczne funkcjonujące na równi z opowieścią są tutaj uprawnione. I owszem, u Kundery te dwa żywioły zestawione razem tworzą rzecz godną zapamiętania, a więcej nawet – rzecz wybitną.

Państwowy Instytut Wydawniczy, 1996

1 komentarz:

  1. Rzeczywiście da się o "Nieznośnej..." pisać wiele, jest nieznośnie wielopłaszczyznowa. Czytałam ją wieki temu i pamiętam, że wtedy wywołała we mnie uczucie pewnego niepokoju na gruncie intelektualnym, jak i emocjonalnym.

    Zaskakujący zbieg okoliczności: przechodząc wczoraj obok półek z książkami, zatrzymałam wzrok akurat na "Nieznośnej" i "Żarcie" i pomyślałam, że mam ochotę do nich wrócić...

    OdpowiedzUsuń