sobota, 19 października 2013

Doris Lessing, „Trawa śpiewa”


Wydany w 1950 roku debiut Doris Lessing, brytyjskiej pisarki nagrodzonej Noblem, ma formę etnocentrycznej relacji z życia białych osadników zamieszkujących Rodezję – dzisiejsze Zimbabwe. Rzut panoramiczny zastąpiony jest tu skupieniem na jednostce, zobiektywizowana narracja – doświadczeniem kobiecym. Powieść stanowi zatem świetny materiał zarówno dla ginokrytyki, jak i nurtu postkolonialnego, ale także daje się odczytywać za pomocą narzędzi psychoanalizy. Główna bohaterka bowiem, Mary Turner, to postać, u której teraźniejszość złączona została nierozerwalnym węzłem z przeszłością; traumy dzieciństwa niemal podręcznikowo przekształcają się w koszmar dorosłości.

„Przeklęty kraj” czy też „przeklęty piec”, jak nazywają Rodezję bohaterowie książki, to raczej kilka światów niż jeden wspólny. Inny dla wyzyskiwanych tubylców, inny dla mieszkańców osad, jeszcze inny – dla farmerów w dużej mierze odciętych od życia społecznego. Na przejście pomiędzy tymi rzeczywistościami zostaje skazana Mary, kobieta, o której panieńskim nazwisku nie wspomina się w opowieści ani słowem. Czy to wskazówka dla zrozumienia jej historii? Jeśli przyjąć trop jako tezę, następnym krokiem powinno stać się dokładniejsze oddzielenie światów. A zatem osadę, w której Mary dorasta, a później pracuje jako sekretarka w biurze, utożsamiać można ze względnym szczęściem, dostatkiem i w pewnym stopniu samostanowieniem. Ale jednocześnie – z niedojrzałością, naiwnością, życiem w planie krótkotrwałym. Mary nie ma nazwiska ani własnego domu, zamieszkuje w klubie mającym na celu wspieranie młodych kobiet, nie myśli o przyszłości. Zwłaszcza zaś nie myśli o mężu. Pamięć o domu, w którym nieustannie toczyły się kłótnie pomiędzy matką a ojcem pijakiem, generuje w niej niechęć do mężczyzn i zakładania rodziny. Podczas gdy inne dziewczyny traktują klub jako tymczasowe schronienie, a potem odchodzą z mężami, ona trwa w zawieszeniu, nie bacząc na mijające lata – mentalnie jest wszak młodą dziewczyną.

Przypadek sprawia, że do uszu bohaterki docierają plotki o niestosowności takiego zachowania. Poddana presji, Mary prędko wychodzi za mąż za farmera i opuszcza miejsce, w którym czuła się bezpiecznie. Zmiana świata jednoznaczna jest tu ze staniem się, z przyjęciem praw i obowiązków właściwych dla dorosłości pojmowanej w tradycyjny sposób – dorosłości u boku męża. Jednak wszystko, co dzieje się po wstąpieniu do świata Dicka Turnera, to ciąg nieszczęść i powolny upadek, obumieranie. Trawa śpiewa w dużej części traktuje o niezrozumieniu, barierach komunikacji oraz niszczycielskim wymiarze ról społecznych i nacisku społecznego. Na pierwszym poziomie opowieści problemy te dotyczą relacji małżeńskich. Stosując się do tradycyjnych wytycznych, Mary zostaje gospodynią domową sprawującą pieczę nad służącymi-tubylcami. Choć nie żywi żadnych głębszych uczuć do Dicka Turnera, ofiarowuje się mu i – jak opisuje to Lessing – pozostaje nietkniętą, przynajmniej w sferze seksualnej. Inaczej przedstawia się danina z siebie pod względem psychicznym. Małżonkowie nie potrafią porozumieć się w kwestii pragnień i wyobrażeń szczęśliwego życia, mają inne temperamenty. Ograniczani są zarówno przez charaktery, jak i schematy społeczne. Wszystko to jest o tyle ważne, że Turnerowie zmuszeni są żyć w nędzy, coraz bardziej też oddalają się od społeczności. Ich los mógłby się odmienić – byłaby taka szansa – lecz Dick wie, co oznacza męska duma i wiedzę tę wykorzystuje.

Niekiedy porównuje się tę książkę do Pani Bovary. Analogia to nieprzypadkowa, lecz trzeba mieć na uwadze, że nie oddaje ona pełni treści, jakie prezentuje Lessing. Tutaj znaczące role odgrywają odosobnienie, ogromne połacie terenów i równie nieprzebrana samotność – samotność we dwoje, w małżeństwie, i w pojedynkę – a także niemożność zdefiniowania winy, wskazania winnego. Z łatwością można również dostrzec egzystencjalną marność człowieka, szczególnie w obliczu przyrody. Pełnia siły, jaka drzemie w naturze, jej wielkość i majestat górujący nad człowiekiem zostają przedstawione dopiero w ostatnich akapitach książki, jednak podczas całej lektury czytelnik powinien wyłapać opisu zwiastuny. Konflikt natura-kultura ma tu także inne oblicze, o wiele straszniejsze, jeśli mierzyć je wyznacznikiem moralności. To okrutne, nieludzkie konstrukty społeczne, etnocentryczne zapatrywania minionej epoki. Niezrozumienia i barier komunikacji poziom drugi – człowiek biały a Inny. Co ciekawe, Lessing pisze ze stanowiska kobiety białej, potrafiącej nazwać i przedstawić emocje ludzi ze swojego kręgu kulturowego. Z kolei gdy treści dotyczą tubylców, stosuje wyłącznie opis behawioralny. Zabieg ten intensyfikuje poczucie obcości pomiędzy kolonizatorami a rdzennymi mieszkańcami Rodezji; uwypukla europejskie zaślepienie, zupełne zamknięcie się na Inność. Temat wyższości Europejczyków powraca zresztą nieustannie pod wieloma postaciami, ukazując między innymi rozprzestrzenianie się stereotypów i konieczność dostosowania się do panujących w grupie społecznej zasad – w myśl najczęściej chyba cytowanego fragmentu książki: „Masz się zgodzić z naszymi poglądami na temat obcokrajowców. (…) Albo nauczysz się myśleć po naszemu, albo wynocha; nie chcemy cię”.

Pod koniec opowieści Mary zauważa oczywistą prawdę: „Jest tu gdzieś zło”, dodając jeszcze: „ale na czym ono polega, tego nie wiem”. Mimo że opowieść nie zostaje domknięta – pozostawia furtkę otwartą dla wyobraźni – skończywszy lekturę, czytelnik zrozumie więcej. I zapewne będzie potrafił wskazać zła epicentra, czy też: serca ciemności.

Wydawnictwo Świat Książki, 2008

1 komentarz: