środa, 19 września 2012

Ian R. MacLeod, „Pieśń czasu. Podróże”


Ian R. MacLeod dał się poznać polskim czytelnikom dzięki publikowanej przez Wydawnictwo Mag serii Uczta Wyobraźni. Przeszło sześć lat temu Wieki światła rozpoczęły cykl, który dla wielu stał się później obowiązkowym do skompletowania. Jak się niebawem okazało, był to wybór jak najbardziej trafny. Pieśń czasu. Podróże to już trzecia dostępna dla polskiego czytelnika odsłona twórczości MacLeoda, tym razem oprócz powieści oferująca również zbiór dziewięciu opowiadań.

Nie bez przyczyny krótkie formy literackie składają się na część zatytułowaną Podróże. Poruszające się po różnych obszarach tematycznych, dotykające najrozmaitszych gatunków i konwencji, nie mają one punktu wspólnego innego niż sam autor. Wbrew pozorom jednak, to już znaczne powiązanie. Styl MacLeoda – liryczny, charakteryzujący się subtelnością i bogactwem – wyróżnia się spośród innych. Niemniej, nie wszystkie zamieszczone tu opowiadania trzymają ten sam poziom. Trzy z nich, Dbaj o siebie, Zwieńczenie oraz O spotkaniach z innymi wyspami, najkrótsze, przystające raczej do shortów, zwracają uwagę migawkowo ujętymi pomysłami i umiejętnym wykorzystaniem niewielkiej ilości miejsca, lecz nie należą do historii, które mogłyby pozostać w pamięci na dłużej.

Zbiór otwiera jeden z ciekawszych tekstów, Opowieść młynarza, będący właściwą dla MacLeoda refleksją nad przemijaniem. Usłyszeć w nim można echa problematyki zawartej w Wiekach światła – zmierzch epoki wprowadza chaos; cechowi pracujący w małych majątkach zastępowani są przez maszyny napędzane eterem; rodzi się opór i niezrozumienie. Wszystkie zmiany gospodarczo-społeczne przedstawione są z akcentem padającym na jednostki. To bardzo dobry, wyciszony tekst, potrafiący urzec zarówno kreacją świata, jak i sprawnym piórem autora. Pewną przeciwwagę dlań stanowi osadzona we współczesności, niepokojąca historia rodziny stłamszonej przez męża i ojca – Wainwrightowie na wakacjach. MacLeod doskonale operuje w niej napięciem; do tego stopnia nawet, że łatwo poczuć przebiegające po karku dreszcze.

Na szczególną uwagę zasługuje utwór zatytułowany Dywan z hobów. Ukazane zostaje w nim społeczeństwo funkcjonujące bezwzględnie w oparciu o tradycję, normy oraz związaną z nimi religię. Zamieszkujący w wykreowanym świecie ludzie podporządkowali sobie istoty nazwane hobami – rudowłose i niższe od człowieka, lecz blisko z nim spokrewnione. MacLeod wywiera głęboki efekt poprzez posługiwanie się skrajnościami i naturalizmem opisów – hobowie wykorzystywani są praktycznie do wszystkiego: pracy, seksu i oddawania masowych ofiar bogom. Ich niższość uznaje się za prawdę równie niepodważalną, jak oczywistą. Tekst jest oczywiście analogią i traktuje o nas samych, o dążności do wartościowania i dominacji, o bezwzględności i zaślepieniu zrodzonych przez trzymanie się (czasem absurdalnej) tradycji.

Pozostałe opowiadania uznać można za lepsze lub gorsze, najważniejszym jednak elementem zbioru jest bez wątpienia Pieśń czasu. Powieść napisana została z punktu widzenia Roushany Maitland, światowej sławy skrzypaczki, która u kresu swojego życia ratuje z morskich fal na wpół martwego młodego mężczyznę. Zabrawszy rozbitka do posiadłości, starsza kobieta pozwala mu przez jakiś czas u siebie mieszkać. Chłopak okazuje się wspaniałym słuchaczem Roushany, gdy ta opowiada, jak przeszłość, teraźniejszość i przyszłość konstruują historię jej życia, począwszy od dzieciństwa spędzonego z ukochanym bratem, a na nieuchronnej perspektywie śmierci skończywszy. Jej niezwykła relacja, mieści w sobie wszystko to, czego można by od niej oczekiwać.

Mimo że główny środek ciężkości MacLeod kładzie na życie jednostek, powieść nie zaniedbuje również realiów epoki. Dwudziesty pierwszy wiek to czas rozdzierany przez epidemie, przeciwne sobie myśli polityczne, ksenofobię, konflikty zbrojne i społeczne nierówności. Wspaniale odmalowane zostają środowiska artystyczne, do których Roushana w końcu wstępuje oraz Indie, ojczyzna jej matki. Dojrzała i subtelna narracja sprawdza się w konstruowaniu zarówno owych pejzaży, jak i  opisów przeżyć bohaterów. Z tym drugim wiążę się znaczący atut powieści, ponieważ tam gdzie inni osunęliby się w sztampę, MacLeod wycisza sytuację, bezbłędnie trafiając w odpowiednie struny, w dyskretny sposób poruszając emocje.

Pieśń czasu należałoby zaklasyfikować do science fiction, jednak przynależność doń jest oczywista jedynie pozornie. MacLeod bowiem odwrócił akcenty – marginalizując atrybuty fantastyki naukowej, sprowadzając je do roli podrzędnej. Oczekujący rozbudowanych przewidywań technologicznych nie znajdą ich tu wiele. Podobnie zresztą ci, którzy szukają dramatycznych intryg, na wpół boskich czynów, wydarzeń trzęsących posadami świata. Historia Roushany Maitland w dużej mierze przynależy do głównego nurtu.

Książka jest jedną z przystępniejszych pozycji Uczty Wyobraźni, adresowaną również do niezaznajomionych z fantastyką, lecz w żaden sposób nie umniejsza to jej wartości. To wspaniały zbiór dla wszystkich zainteresowanych nietuzinkowym spojrzeniem, potrafiących zanurzyć się w opowiadanej historii i przeżyć ją wraz z bohaterami. Ian MacLeod potwierdza w nim swój talent do wznoszenia cudownych, pełnych detali historii. Warto przeczytać, nawet jeśli dotychczas nie miało się nic wspólnego z fantasy czy science fiction.

Wydawnictwo Mag, 2011

8 komentarzy:

  1. A mi się akurat "Dbaj o siebie" bardzo podobało. Mam słabość do przewrotnych fabułek.;) Co do "Dywanu z hobów" to ja, poza oczywiście tym wszystkim, o czym piszesz, odebrałam go jako historię alternatywną - gdzie nasi przodkowie nie wybili neandertalczyków, ale totalnie ich sobie podporządkowali. Swoją drogą, temat idealnie nadawałby się na powieść, nie uważasz? No i jeszcze bardzo mi się podobała "Druga podróż króla".

    W "Pieśni czasu" najbardziej podobał mi się właśnie sposób, w jaki autor ukazał epokowe zmiany, których osią i obserwatorem są jednostki. A z tym pretekstowym traktowaniem technologii i subtelnością językową trochę mi przypomina Le Guin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pisałam, że te trzy krótkie historyjki, w tym „Dbaj o siebie”, uważam za złe - jeśli tak to odebrałaś - bo jest zgoła przeciwnie, MacLeod dobrze wykorzystał miejsce. Jedynie pokreśliłam, że to shorty, dla mnie nie na tyle mocne, by długo o nich pamiętać.

      „Dywan z hobów” jest na tyle uniwersalny, że można o nim pisać wiele więcej niż te kilka zdań. Tak samo jak Ty w trakcie czytania pomyślałam o motywie z neandertalczykami, natomiast nie chciałam zbyt mocno akcentować swoich interpretacji, wszak nie od tego są recenzje. A czy temat pasuje na powieść... Całkiem możliwe, aczkolwiek w takiej formie jak zostało to przedstawione tutaj, też niczego tekstowi nie brakuje.

      Le Guin i kilka innych pozycji z klasyki będę musiała kiedyś nadrobić, bo mam straszne braki. W styczniu nadarzy się przynajmniej okazja zajrzenia do Świata Czarownic, pewnie wiesz, że wznawiają.

      Usuń
    2. A, to przepraszam. Mi sformułowanie "nie należą do historii, które mogłyby pozostać w pamięci na dłużej." kojarzy się dość jednoznacznie - może i fajne, ale na jeden raz i bez głębszych wartości. Stąd pewnie nieporozumienie.:)

      A dzięki za cynk o czarownicach, nie wiedziałam. Tzn. kiedyś tam mi się obiło o uszy, ale myślałam, że pomysł obumarł albo jest odkładany do świętego nigdy.:)

      Usuń
  2. Wspaniała pozycja, uwielbiam prozę MacLeoda, jego liryczny styl i przepiękne opowieści. W tym zestawie najbardziej urzekła mnie "Pieśń czasu", taka subtelna, emocjonalna. Cudo.
    Czekam z utęsknieniem na jakąś kolejną powieść tego autora wydaną u nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam, że wysoko oceniłaś książkę, zwróciłam uwagę na „Oficjalną Recenzję”. ;) Swoją drogą, świetnie napisana, gratuluję.

      Usuń
  3. nie czytałamale widze że warto to zmienić;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przede mną jeszcze cały MacLeod... Ale na pewno kiedyś go poczytam, bo fajny z niego w ogóle człowiek - na Bachanaliach był w tym roku i sobie załatwiłam autograf na moich Wiekach Światła. Oby nie czekały za długo...

    OdpowiedzUsuń