niedziela, 28 października 2012

Agnieszka Graff, „Magma”


Agnieszka Graff zebrała w Magmie publikowane już wcześniej teksty (między innymi w Gazecie Wyborczej, na stronie Krytyki Politycznej) i chociaż od pojawienia się niektórych z nich minęły dobre cztery lata, trudno oprzeć się wrażeniu, że nie straciły one wiele ze swojej aktualności. Agnieszkę Graff zawsze warto czytać. I trzeba! (…), informuje z okładki Magdalena Środa, a ja z pełną świadomością faktu, że w typowy dla kobiet sposób podpieram się autorytetem – patrz artykuł: Wolę myć wannę, czyli kobiece kłopoty z sukcesem – przyznam rację i dodam, że czytać powinni wszyscy. Zwłaszcza nieobeznani z tematem, czy to nierówności, czy znienawidzonego feminizmu.

Niewielkiej objętości wydanie podzielone zostało na trzy części. Pierwszą z nich otwiera krótkie podsumowanie dwudziestu lat działalności feministycznej w Polsce (tak, tak, mocny wstęp dla laików, lecz przy tym napisany w tak błyskotliwy i ciekawy sposób, że naprawdę trudno książkę rzucić i uciec). Feminizm pokazany od środka, z dużą dawką humoru i odrobiną nostalgii, przykuwa do lektury, zaś trafne spostrzeżenia Graff bezbłędnie potrafią wskazać, co jest na rzeczy. Znajdują się tu bowiem zarówno analizy postaw hołubiących patriarchat – myślenie, które nie wykorzeniło się z Polaków od czasów PRL-u, jak i przykłady absurdów za tym idących. Między innymi słynna sprawa podpisów pod referendum w kwestii aborcji. Ta, w której milion Polaków zostało zignorowanych.

W Magmie znaleźć można wysyp problematyki godnej refleksji. Graff szczególnie interesująco pisze o właściwym dla narodu polskiego uwznioślaniu wizerunku kobiety, matki panów braci: czynieniu z niej uprzedmiotowioną świętość, utożsamianą z Polonią, kojarzoną z Matką Boską, obdarzoną naturalnym prawem do cierpienia. Jakże więc dyskryminacja wobec owej świętości? Wszakże „nasze kobiety” się chroni, a gwałci co najwyżej obce, najlepiej w ferworze wojny… Mowa jest również o przemilczeniach związanych z mniejszościami (etnicznymi, religijnymi, seksualnymi), unieważnianiu różnic, traktowaniu z przymrużeniem oka. Jaka nietolerancja? Polska jest krajem tolerancyjnym!

Graff wraca po linii historii do emancypantek – głosowanie kobiet w wyborach to fanaberia, ale niech już będzie ta nagroda za poświęcenie dla ojczyzny – i udowadnia, że polski feminizm nie jest wcale towarem importowanym, jak wielu chciałoby sądzić. Przywołuje też sakramentalne zdanie, znamienne dla perspektywy feministycznej: „Nie jestem feministką, ale…”. Czy rzeczywiście nie trzeba przywiązywać wagi do określeń? Być może, szczególnie jeśli owe nie-feministki, a także nie-feminiści, bo i oni wszakże działają, chcą tego samego: zmniejszenia dyskryminacji, równych płac dla kobiet i mężczyzn (różnica dla tych samych stanowisk wynosi około 30%), równych szans w polityce, zaprzestania pokracznego tańca niby-dam i niby-rycerzy, oscylacji między uwzniośleniem i lekceważeniem kobiet.

Wspomniane na początku Wolę myć wannę, czyli kobiece kłopoty z sukcesem wyróżnia się ze zbioru pod kątem psychologicznego charakteru. Graff zaczyna od opisania nagminnego zjawiska, jakim jest korzystanie kobiet w rozmowach z tzw. tag questions: Isn’t it?, Don’t you?, Rozumiesz?, Prawda?. To szukanie akceptacji u rozmówcy wiąże się oczywiście z rolą podporządkowaną, niestety jednak owa podległość wcale nie kończy się na polu lingwistycznym. Za pomocą przytoczenia kilku eksperymentów z psychologii społecznej unaocznione zostaje tu kobiecy lęk przed sukcesem. Dane oraz przykłady, jakimi operuje Graff, doskonale potrafią przemówić do wyobraźni.

Czym natomiast jest magma? O tym dowiedzieć się można z lektury tekstu poświęconego wpływowi Kościoła Katolickiego na kształtowanie prawa i mentalności. Nie jest tajemnicą, że Kościół – choć konstytucja zapewnia o wzajemnej niezależności i autonomii między państwem a związkami wyznaniowymi – stanowi najwyższy autorytet dla wielu Polaków, również w sferze seksualności i rozrodczości (bo jakim prawem miałby się na tym nie znać?). Nie ma znaczenia, że powszechnie wiadomo i że dyskursy prowadzi się w niemal niezmienionej formie – teksty Agnieszki Graff czyta się świetnie. Nawet te, których materia maglowana była już wielokrotnie.

Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2010

5 komentarzy:

  1. Graff czytałam tylko jedną książkę, ale zdecydowanie łaknę więcej - muszę kiedyś pogrzebać w zasobach biblioteki. Ze swojej lektury pamiętam tekst o przystosowaniu przestrzeni publicznej dla kobiet z małymi dziećmi. Autorka tam donosiła, że mimo tej obłudnej gloryfikacji, o kobietach w życiu codziennym się nie myśli i przestrzeń miejską zaczęto dla młodych matek przystosowywać dopiero wtedy, kiedy z wózkami zaczęli częściej paradować młodzi ojcowie i podnieśli larum. Taki jeden tekst o drobiazgu, którego się nie dostrzega, a który wiele mówi...

    A o co chodzi z referendum? Gdzieś mi ten temat migotał przez jakiś czas, a potem zniknął... Choć przypomina mi się ciekawe rozwiązanie, które w tej kwestii zastosowano w referendum bodajże we Włoszech - do głosowania dopuszczono jedynie kobiety w wieku rozrodczym, z pominięciem zakonnic. U nas, jak widać nawet nie dopuszczono do referendum.:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich malutkich, acz wymownych przykładów jak ten z wózkami można znaleźć mnóstwo, i jeden jest lepszy od drugiego. A pamiętna sprawa dotyczy roku 1992 i komitetów Bujaka - na wieść o planowanym zakazie aborcji zawiązał się ruch, zebrano ponad milion podpisów za referendum. I w zasadzie to wszystko, podpisy zignorowano, a w 1993 wprowadzono ustawę antyaborcyjną.

      Usuń
  2. Daję do poczytania książki Agnieszki Graff kobietom, które odżegnują się od pojęcia feminizmu (nie tyle poglądów, co tego "strasznego" słowa na F). Wiele z nich po ich przeczytaniu stwierdza, że nie taki feminizm straszny, jak go malują. Agnieszka Graff pisze o rzeczach ważnych i podaje niezwykle celne przykłady. Warto jej książki czytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. "[...] Kościół – choć konstytucja zapewnia o wzajemnej niezależności i autonomii między państwem a związkami wyznaniowymi – stanowi najwyższy autorytet dla Polaków, również w sferze seksualności i rozrodczości"

    No, nie dla każdego Polaka jest autorytetem. :)
    A tak serio - to, co głosił i głosi Kościół w sprawach związanych z seksualnością bardzo mocno rozmija się z tym, co robiły i robią owieczki. No, może poza najbardziej ekstremalnymi przypadkami. Jednego z dwóch najważniejszych instynktów
    nie da się ot tak oszukać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro już zwróciłeś na to uwagę, mogę doprecyzować, że dla wielu Polaków (taki oczywiście był kontekst), myślisz że będzie lepiej? ;)

      Nakreśliłam cały ten akapit pobieżnie, nie chciałam wgłębiać się w szczegóły - w dużej mierze byłoby to po prostu powtarzanie za autorką. Na pewno w kwestii stosowania antykoncepcji się rozmijają, ale już sprawy takie jak aborcja, rola kobiety i homoseksualizm (czy też szerzej LGBT) są często brane pod uwagę przez pryzmat nauki Kościoła. A jeszcze w temacie, co jest bardzo wymowne: „Jesteśmy krajem tak bardzo katolickim, że nawet ateiści są tu w większości katolikami. Co prawda niewierzącymi, ale za to praktykującymi”. Chodzi o dane: 71% ateistów bierze śluby kościelne, 74% chrzci dzieci.

      Usuń