niedziela, 18 maja 2014

Agnieszka Drotkiewicz, „Nieszpory” – Chaos kontrolowany


Najnowsza książka Agnieszki Drotkiewicz stosunkowo szybko przyciągnęła do siebie grono komentatorów, nic w tym zresztą nadzwyczajnego. Sto czterdzieści stronic szerokich marginesów i trochę tekstu to kąsek, z którym – w teorii – uporać można się błyskawicznie. Co więcej, autorka Paris London Dachau już jakiś czas temu zyskała miano drugorzędnej Masłowskiej, nic zatem nie powinno stać na przeszkodzie, by pójść po linii najmniejszego oporu i powtórzyć to, co zostało już powiedziane. Kłopot w tym, że mimo podobieństw między poszczególnymi książkami, mimo ciągłej pracy na materiale współczesności, pisarstwo Drotkiewicz wyraźnie wyostrza się, ukonkretnia, słowem – ewoluuje. Myląca jest także objętość Nieszporów. To opowieść o skondensowanej treści, ale przepełniona białymi plamami niedopowiedzenia, a więc kłopotliwa w tym sensie, że do pełnego odczytania wymagająca współudziału, poszerzania historii wkładem własnym. Jeśli wkład się włoży, sto czterdzieści stronic zacznie pęcznieć.

Nieszpory to również książka zasadzająca się na paradoksie, czy też na minusach, które w liczbie parzystej dają plus. Poszczególne składowe krążą wokół ponowoczesności: niepewność, płynność, alienacja, skupienie na celach, mobilność, różnorodność kulturowa. To wszystko – jakby wycięte z Baumanowskiej teorii – jest tutaj, poszatkowane, umieszczane kawałek po kawałku w porwanej formie. Do chaosu na poziomie treści dochodzi więc chaos formalny – metaforyczność balansująca na graniczy kiczu, polifonia języków, metatekstualność (zwroty skierowane bezpośrednio do odbiorcy, przypisy) i inne zabiegi rozsadzające tradycyjny porządek opowieści – co paradoksalnie tworzy koherentną całość. Paradoksalnie również dlatego, że Drotkiewicz wydaje się wszelkimi sposobami uciekać od konstruowania konkretnych, jednorodnych bytów. Żaden z czwórki głównych bohaterów nie zostaje rzetelnie sportretowany; to kreacje papierowe i rozmyte tak samo jak czasy, w które zostają wciśnięci. W końcu, to postaci stawiające opór przy próbach zadzierzgnięcia z nimi nici porozumienia, ponieważ wybiórcza narracja wprowadza dystans pomiędzy nimi a czytelnikiem.

Pierwsza jest Joanna – pracoholiczka utożsamiająca się z wykonywaną pracą. Poświęcony jej w prologu opis wybrzmiewa głosem Krystyny Czubówny czytającej tekst filmu przyrodniczego: „Niska i chuda, ubrana jest w barwy maskujące, typowe dla młodych kobiet w dużych miastach na terenie Unii Europejskiej około roku 2010”. Metafora zwierzęcia rozciągnięta zostaje na dalsze opisy. Joanna wypaliła się, osłabła, zachorowała; stała się samotnym zwierzęciem skulonym na posłaniu w norze. Jaka choroba ją dopadła? Idąc w ślad za poetyką powieści, można by rzec, że dojmujący lęk przed rzeczywistością. Zastępczym antidotum okazuje się eskapizm w rzeczywistość prostych symulacji. Oglądanie filmów z Hugh Grantem i wsłuchiwanie się w niemieckojęzyczne kanały informacyjne (bez znajomości tego języka) pozwalają odłożyć na bok zobowiązania, oddalają od podjęcia autorefleksji – znamy to przecież z codzienności. Czego zaś Joannie brakuje? To akurat banalne – drugiego człowieka, bycia zwierzęciem razem z nim.

Spośród kwartetu bohaterów (Joanna, jej matka Sylwia, Roman, Helena), z których każdy czegoś pragnie i – nawiązując do tytułowych nieszporów, modlitwy o ratunek – niewypowiedzianie prosi o pomoc, najtragiczniejsza wydaje się Helena. To kobieta uwięziona w przekonaniu, że człowieka czynią klipsy Chanel, kurtka Barbour i seks uprawiany w egzotycznych miejscach świata. Całą swoją energię poświęca ona na to, żeby wspiąć się wyżej po drabinie społecznej stratyfikacji. Bierze pożyczkę, aby kupić broszkę; oszczędza, by przygotować kolację dla bogatych znajomych. Jej zaślepienie „francuskim życiem” – cokolwiek hiperboliczne – daje się przenieść chociażby na refleksję wokół teatralizacji życia, wokół kreowanego przez media wizerunku nowoczesnego, „reżyserującego się” człowieka. Mimo więc tego, że Drotkiewicz daleka jest od proponowania dykcji uniwersalistycznej, mimo że nie stara się ogarnąć całości rzeczy (co wszakże jest niemożliwe), to jednak wykorzystane przez nią środki formalne sprawiają, że udaje jej się powiedzieć dość wiele.

Poetyzacja Nieszporów spełnia zatem nie tylko funkcję estetyczną, ale także funkcję poznawczą. Wystarczy jedynie odnaleźć ją w zdaniach takich jak to: „Serce, które dwa tygodnie temu wypadło na płytę lotniska, zostało przeszczepione pacjentce” (to zresztą autentyczna sytuacja). Drotkiewicz dostrzega potencjał zawarty w podobnych temu sformułowaniach i próbuje zachęcić odbiorcę, aby i on go dostrzegł. W ten sposób spełnia postulat scalenia w utworze życia i sztuki.

Wydawnictwo Literackie, 2014
Tekst napisany dla portalu LubimyCzytać.

0 komentarze:

Prześlij komentarz