niedziela, 2 marca 2014

Herta Müller, „Nadal ten sam śnieg i nadal ten sam wujek” – Glosa noblistki


Kiedy Herta Müller w 2009 roku otrzymała Nagrodę Nobla, jej twórczość poddano surowej ocenie. Wystarczy wspomnieć słynną wypowiedź Marcela Reicha-Ranickiego, w której krytyk zręcznie odbił się od dorobku pisarki, oświadczając, że nie chce o niej mówić. Inni komentatorzy zarzucali Müller ciągłe powtarzanie własnych przeżyć, epigonizm, przeciętność, montowanie prozy mdłej, a nawet infantylnej. Wyliczenie, które czynię w tym miejscu, nie ma charakteru – jak mogłoby się wydawać – jedynie chwytu retorycznego, za którego pomocą wskażę trafność bądź błędność diagnoz. Będę chciała uczynić coś zgoła innego, mianowicie uwikłać w dialog słowo samej pisarki. Zbiór esejów Nadal ten sam śnieg i nadal ten sam wujek stanowi bowiem doskonały przyczynek do tego, by – wraz z autorką – odnowić refleksję nad prozą, której uwaga bez wątpienia się należy.

Zebrane teksty eseistyczne można naprędce podzielić na dwie kategorie: skoncentrowane wokół literatury oraz dotyczące życia w Rumunii drugiej połowy XX wieku, a więc kraju owładniętego komunistycznym reżimem. Na najprostszym, treściowym poziomie, demarkacja przebiec winna bezbłędnie, niekiedy jednak te dwa żywioły – przytaczana rzeczywistość pozatekstowa i literatura – przenikają się wzajemnie w taki sposób, że trudno je rozdzielić. Na tym zresztą może zasadzać się nieufność wobec quasi-autobiograficznej metody pisarskiej Müller. Niemiecka artystka rumuńskiego pochodzenia, której niemała część życia poświęcona została walce z tyranią dyktatury Ceauşescu, swoje doświadczenia uczyniła materiałem wymagającym obróbki. Rudymentarne znaczenie mają dla niej przeżycia jednostkowe, zasadzające się na uczuciach, ale też forma, w jaką opowieść zostaje obleczona. Müller powody obrania takiej, a nie innej strategii prozatorskiej wyjaśnia w kilku tekstach zbioru – to warte zapoznania ustępy mające charakter wykładni dla lepszego zrozumienia jej prozy. Czytamy między innymi: „W punkcie przecięcia, gdzie spotyka się oszustwo materiałów i gestów, gnieździ się dźwięk słów ze swoją wymyśloną prawdą. Podczas pisania nie może być mowy o zaufaniu, raczej o uczciwości oszustwa” oraz: „Tylko wir słów mógł uchwycić mój stan. Literował to, czego nie dało się powiedzieć ustami. Goniłam za tym, co przeżyłam, w błędnym kole słów, aż pojawiało się w postaci, której przedtem nie znałam. Obok rzeczywistości do akcji wkraczała pantomima słów. (…) Nic się nie zgadza i wszystko jest prawdą”. „Pantomima”, na jaką powołuje się Müller, ukazuje swojej wyjaśnienie w dalszej części książki, jednak nawet bez znajomości konkretu łatwo spostrzec, jak wielką siłą dysponują wedle pisarki słowa. Wszakże „im więcej słów wolno nam sobie wziąć, tym bardziej jesteśmy (…) wolni”.

Dzięki wyimkom traktującym o własnej twórczości daje się także zauważyć, że pisarstwo miało dla noblistki funkcję terapeutyczną. Twórczość ta wyrasta bowiem na traumatycznych przeżyciach, które wymagają uporządkowania i przepracowania. Ale mimo tego i mimo bliskiej sferze emocji poetyckości odznacza się ono wielką wnikliwością. Warto pochylić się nad jeszcze jednym fragmentem, scalającym dwa różne czasy, wiek dziecięcy i lata pracy w fabryce: „Jako schodowy dowcip byłam równie samotna jak w dzieciństwie, w dolinie rzeki, gdy pasłam krowy. Jadłam wtedy liście i kwiaty, żeby do nich należeć, ponieważ w przeciwieństwie do mnie wiedziały, jak trzeba żyć. Nazywałam je po imieniu”. To styl przynależny pisarce; poetycka ekspresja mająca w sobie rys naiwnego poznania, ale jednocześnie zawierająca równoważący emocjonalność, bo przecież ustanowiony na jego antypodach, dystans. Mieszcząca go w sobie figura – „schodowy dowcip”, jak opisuje siebie sprzed lat pisarka – jest zarazem ilustracją beznadziei, absurdu i duszącej grozy państwa reżimowego. Trzeciego roku pracy zaproponowano Müller kolaborację. Gdy ta odmówiła, poczęły spadać na nią groźby i oszczerstwa, a biuro, które dotąd zajmowała, zostało bez żadnych wyjaśnień przejęte przez innego pracownika. „Do domu pójść nie mogłam, ponieważ zwolniliby mnie z powodu nieusprawiedliwionej nieobecności. Nie miałam biura, ale tym bardziej musiałam być obecna, nie mogłam opuścić ani jednego dnia”. Pozostało ulokowanie się na klatce schodowej budynku.

Przemyślne uporządkowanie tekstów zbioru sprawiło, że czytelnik partycypuje w historiach, które korespondują ze sobą w specyficzny sposób: kolejne eseje rozwijają wcześniej sygnalizowane wątki, dopowiadają szczegóły. Można by sparafrazować tytuł – to nadal ta sama opowieść, nadal te same emocje. Nie tylko zresztą w obrębie jednej książki; krytyka dyktatury, powroty do dzieciństwa na wsi i apoteoza rumuńskiej ludyczności stanowią wszak lejtmotywy twórczości Müller. Zbiór ujawnia też predylekcję pisarki do stosowania klamr kompozycyjnych, puent i interseksualności wychodzących nawet w rzeczywistość pozatekstową, rzecz oczywista, jeśli przyjąć, że nie wszystko jest tekstem. Przykładem kilkakrotnie przytaczany urywek życia, w którym przesłuchujący Müller pracownik Securitate grozi jej śmiercią. Narracja noblistki próbuje przekonać czytelnika, że w tej zatrważającej chwili ona – bez wątpienia przerażona sytuacją ofiara – powtarzała w głowie zdanie, które lata wcześniej nauczycielka biologii wypowiadała, gdy mała Herta dopytywała się o długość życia zwierząt. Treść owego zdania staje się wobec powyższego mało istotna, to zamysł domknięcia i referencyjności, wywołuje najmocniejszy efekt. Można oczywiście postawić pytanie, czy warto wierzyć w autentyzm „faktu” będącego też chwytem literackim, ale można również darować pytanie, konstatując, że uderzający efekt został osiągnięty. To z kolei zbliża do nadrzędnego dla Müller celu: by literatura „wynalazła w języku prawdę, która pokaże, co dzieje się w nas i wokół nas, gdy wykolejają się wartości”.

Trudno polemizować ze stwierdzeniem, że u Müller dominują nieodmiennie te same wątki. Stanowią one dla niej treści najistotniejsze, takie, wobec których nie chce, by przechodziło się obojętnie. Jej strategia prozatorska jawi się klarownie, co oczywiście nie znaczy, że jest to proza nieskomplikowana czy niewymagająca. Zbiór Nadal ten sam śnieg i nadal ten sam wujek zdaje się świadomie potwierdzać „zarzuty”, to nadal ta sama Müller, a tym samym subwersywnie je rekonstruować: to nadal ta sama świetna Müller.

Wydawnictwo Czarne, 2014
Tekst napisany dla portalu LubimyCzytać.

1 komentarz:

  1. Rok temu wpadłam w taki ciąg czytelniczy i czytałam sporo rumuńskiej prozy (nie pamiętam już od czego się zaczęło, czasami tak mam), a w zasadzie to właśnie głównie na Sasach się skupiłam. Niestety zazwyczaj kiedy wpadam w taki szał to w końcu nagle, tak jak się pojawiło, przechodzi. No i przeszło właśnie kiedy miałam sięgnąć bo Müller, więc cały czas jest na liście do przeczytania. Właśnie dziś zobaczyłam też, że Angelika Kuźniak pracuje nad książką o Müller (http://www.goethe.de/ins/pl/lp/kul/dup/lit/pl12443164.htm).

    OdpowiedzUsuń