czwartek, 9 stycznia 2014

Wiesław Myśliwski, „Ostatnie rozdanie” – Fenomen, który nie jest fenomenem


Powieść wybitna. Arcydzieło. Dzieło totalne. Te i podobne głosy nobilitujące najnowszą książkę Wiesława Myśliwskiego dochodzą zewsząd, dodatkowo wspomagane niecodziennym rozkładem sił na listach bestsellerów. Aż chciałoby się przejść ponad tym kłującym uszy medialnym szumem i nie mniej jazgotliwie euforyczną recepcją czytelników, pisząc o Ostatnim rozdaniu w oderwaniu od narosłej wokół niego mitologii. Niestety, to działanie zupełnie karkołomne. Karkołomne nie tylko przez problem nieadekwatności czy nawet śmieszności strategii zamykania się na życie literackie w poderridowskiej rzeczywistości, ale przede wszystkim przez fakt, że recepcja książki jest dużo bardziej interesująca niż ona sama.

Utwór Myśliwskiego znalazł miejsce na listach najlepiej sprzedających się książek zaraz obok tytułów takich jak Trochę większy poniedziałek Katarzyny Grocholi, Zgoda na szczęście Anny Ficner-Ogonowskiej i Zmień swoje życie Ewy Chodakowskiej. Czy to zadziwiające, że tom traktujący o smutnym, podstarzałym mężczyźnie próbującym poskładać w całość fragmenty swojej (niezajmującej) przeszłości jest w stanie konkurować z tekstami poprawiającymi nie tylko humor, bo również życie i ciało? Myśliwski, dwukrotny laureat Nagrody Nike, „przywracający wiarę w sens i wartość literatury” – jak twierdzi wydawca, uchodzi za mistrza poruszającego w swoich książkach tematy najistotniejsze. Haczyk tkwi w tym, że ową poważną, „zmuszającą do przemyśleń” prozę tworzoną przez wielki autorytet trudno jest niewykwalifikowanemu czytelnikowi zakwestionować. Do niezliczonych drzemek w trakcie lektury przyznać może się Dariusz Nowacki, ale zwykły odbiorca?

Wędrówka po portalach literackich zrzeszających czytelników ujawnia niespotykaną zgodność: książkami Myśliwskiego upojeni są nieomal wszyscy. Wprawdzie jeszcze wyższe noty uzyskują pozycje z gatunku paranormal romance, ale też zupełnie inne – dużo bardziej hermetyczne – jest grono odbiorców takich publikacji. Zgodność wobec powieści niebędącej czytadłem, co więcej, powieści stawiającej opór, powinna budzić w nas zastanowienie. Jeśli odrzucić hipotezy dotyczące poddawania się presji autorytetów, owczego pędu i innych konformistycznych zachowań, okaże się, że użytkownicy literatury usytuowani w ponowoczesnej, zrelatywizowanej i heteroglosyjnej rzeczywistości tęsknią do porządku wcześniejszego – gwarantowanego przez esencjalizm i uniwersalizm. Przymiotami tymi przesiąknięta jest bowiem cała książka Myśliwskiego. Pozornie niezorganizowana i podważająca uprawomocnienie prawdy absolutnej, w istocie wyrasta na niej, lekceważąc nowsze perspektywy.

Poszukiwanie absolutu dokonuje się tu poprzez zabiegi de facto odsyłające do Baumanowskiej koncepcji płynnej nowoczesności, w której decydujące miejsca zajmują niestabilność, niekonsekwencja i tymczasowość. Bezimienny bohater to człowiek bez właściwości, nijaki i poddający się temu, co przyniesie życie. Chociaż wykazywał niegdyś talent malarski, jedno zdarzenie odwiodło go od rozwijania umiejętności. Choć mógł zawrzeć związek z ukochaną kobietą, porzucił ją, tym samym skazując oboje na lata cierpień. Prześlizgnąwszy się przez koleje losu, dotrwał do miejsca, z którego rozciąga się widok tylko w jedną stronę – na to, co było. Przedmiot – opasły, rozpadający się dziennik, w którym mężczyzna zapisywał adresy i numery telefonów znajomych – staje się pretekstem do wyrywkowego opisu panoramy. Tym jednak, co stanowi główny wyznacznik powieści nie są przytaczane wspomnienia, lecz refleksje im towarzyszące. To nad nimi zadumać ma się czytelnik, a żeby łatwiej mu było wyłapać co lepsze kawałki zanurzone w usypiającym monologu – usypiającym, gdyż trudna literatura rządzi się swoimi prawami – Myśliwski wykorzystał sprawdzone (m.in. przez Coelho) rozwiązanie: upstrzył narrację chwytliwymi hasłami.

Problem polega na tym, że sięgając ku treściom metafizycznym, zadając pytania o największym zasięgu, potrzeba ogromnego literackiego wyczucia. W 1994 roku Kinga Dunin pisała: „literatura polska to patos, nuda i troska”, w roku 2013 Myśliwski – próbując reanimować namysł nad istotą człowieczeństwa, losu i życia – wykazał, że zdanie to wciąż ma rację bytu. W jego dziele wybitnym, bądź też arcydziele, czytamy: „Bo nie jest prawdziwe, co chce być prawdziwe, lecz co nie wie, że jest prawdziwe”, „Być może, odkąd udało się człowiekowi wykrzesać pierwszą iskrę, ta iskra wciąż tli się w nim i przywiązuje go do życia”, „Życie jest bowiem zaledwie materiałem na los, podobnie jak materiał na garnitur”, „Los natomiast to zdolność wyobrażenia sobie naszego życia w wymiarach przeznaczenia”. Czy zatem zachwyt nad apodyktyczną, nieunikającą patosu i skrupulatnie tłumaczącą nam świat narracją daje świadectwo ponowoczesnego zagubienia? Chęci zawierzenia mistrzowi, którego prestiż w dużej mierze zbudowany został na doświadczeniu? Być może to pragnienie oderwania się od konsumpcjonistycznej gonitwy? Oprócz bowiem tego, że Myśliwski wymusza skupienie i niespieszną lekturę – daje nam do ręki licencję na oderwanie się, w końcu, od spraw przyziemnych – jest on też piewcą czasów rzemieślnictwa, czasów, w których najważniejszy był zdobyty fach, a przedmioty przeżywały swoich właścicieli. Czy do tego tęsknimy? 

Bohater Ostatniego rozdania to smutny mężczyzna i smutna jest też opowiadana przez niego historia. Celowo unikam sformułowania mogącego zasugerować, że opowieść stanowi jego własną – on częstokroć jest wyłącznie świadkiem wydarzeń, niemym i pozbawionym mocy sprawczej. Zgodnie z teorią Baumana, wykazuje się też dużą mobilnością. Nie potrafiąc zagrzać nigdzie miejsca na dłużej, porusza się głównie w obszarze przelotnych znajomości, kochanek na jedną noc i braku odpowiedzialności. W sferze związków międzyludzkich szczególnie intryguje wątek ogromnego powodzenie bohatera wśród kobiet, tych nowopoznanych i utrzymujących z nim dłuższe stosunki towarzyskie, a zatem świadomych szeregu jego przywar. Gdy jednak zebrać w całość porozrzucane tu i ówdzie relacje bohatera z kobietami, zagadnienie powodzenia wpisze się idealnie w fallocentryczny wymiar powieści, zgodnie z którym płeć piękna biernie kocha, tęskni i przyjeżdża na noc do mężczyzny, gdy ten zadzwoni do niej z propozycją. Choć więc Myśliwski stara się poruszyć niebo i ziemię, by jego powieść charakteryzowała się uniwersalizmem, koncepcja zaczyna pękać w szwach już na półmetku. Nie mogłoby być zresztą inaczej, co dawno temu wykazały feministki.

Czy Ostatnie rozdanie to fenomen? Na pewno nie powieściowy, a czy fenomenem jest książki odbiór? Wydaje się, że na to pytanie również można odpowiedzieć przecząco, choć lepiej będzie, jeśli dokładniejszą analizę zagadnienia pozostawię umysłom rozgrzanym po metafizycznej zadumie – a nuż lektura tej wielkiej powieści rzeczywiście obudziła w rzeszach apetyt na zastanowienie?

Wydawnictwo Znak, 2013

6 komentarzy:

  1. Wiele dobrego czytałam o tej książce, a teraz zasiałąś ziarnko niepewności :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo trudnych słów, chciałem się dowiedzieć czegoś nowego o książce a dowiedziałem się że nie znam języka polskiego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże jaka piękna recenzja. Ostatnio próbowałam się kłócić z jakimś późnym licealistą czy wczesnym studentem na temat tego, czy Myśliwski jest bogiem (on oczywiście uważał, że tak). Gdybym tylko mogła się wtedy podeprzeć tą recenzją to byłby szach mat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę się postarać opanować emocje, ale jest bardzo ciężko, bo to co właśnie przeczytałam, było jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie mi się w internecie przytrafiły. Myślałam, że tylko mi się nie udało sięgnąć absolutu i dotrzeć do tajemnicy bytu czytając "Ostatnie rozdanie", a skoro wszyscy inni doszli do tajemnicy bytu i jeszcze wrócili, żeby o tym opowiedzieć, to znaczy, że dla mnie nie ma już szans. Teraz widzę, że nie jestem sama. Bardzo się cieszę, że chęci do prowadzenia tej strony nie wyparowały z ciebie. Trwaj, bo to co robisz jest dobre!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja z kolei bardzo się cieszę, czytając komentarze takie, jak dwa ostatnie. I to nawet nie tylko przez fakt, że ktoś się ze mną zgadza (choć to oczywiście też dodaje sił Don Kichotowi, jasna sprawa); oprócz tego nastrój poprawia mi świadomość, że nie staliśmy się wszyscy podłączonymi do gniazdka mediów/rynku/promocji maszynami. Dzięki też za miłe słowa związane z prowadzeniem strony. Teraz na pewno nie pozwolę chęciom łatwo wyparować. ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Podziwiam umiejętność "ustawienia" sobie przeciwnika, jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń