Behemot, tom drugi głośnej w fantastycznym światku młodzieżowej trylogii, stanowi bezpośrednią kontynuację wątków otwartych w części pierwszej. Niewiele spraw uległo zmianie. Kadet Deryn Sharp wciąż ukrywa przed światem, że jest dziewczyną; książę Aleksander Habsburg wciąż ukrywa przed światem, że jest arcyksięciem. Podobnie rzecz ma się z konstrukcją powieści, chociaż – co uznać można za pierwszy przejaw wyższości części drugiej nad pierwszą – pod względem fabularnym Behemot wspiął się przynajmniej o oczko wyżej. Wziąwszy pod uwagę powszechnie znaną tendencję spadkową środkowych tomów, to miłe zaskoczenie.
Brytyjski statek powietrzny, którym podróżują główni bohaterowie – w tej roli wielorybi Lewiatan – zmierza do Konstantynopola. Westerfeld przyzwyczaił już do malowniczych bitew i pozornie beznadziejnych sytuacji, z których młodzi przyjaciele zawsze potrafią się wykaraskać. Nie będzie więc zaskoczeniem, że również podczas tej wyprawy, na samym początku zmagań, Deryn i Alek wykażą się godną pozazdroszczenia zmyślnością. Odwaga, spryt, umiejętności i brawura, wszystko to będzie miało odbicie w iście wspaniałych (niekiedy nieco przesadzonych) czynach. Tym samym akcja zawiąże się błyskawicznie. Nieustający wir wydarzeń, z krótkimi tylko przerywnikami na zaczerpnięcie oddechu, to atut książki i potwierdzenie, że Westerfeld wie, co robi. Wszak lektura ta jest typową przygodą, obfitującą w niebezpieczne akcje, szaleńcze inicjatywy, pościgi oraz ucieczki.
Trzymająca w napięciu akcja jest pewną rekompensatą dla czytelnika dostrzegającego w Behemocie schematyczne elementy, właściwe dla powieści młodzieżowych. Motyw kilkunastoletnich geniuszy tworzących pomysły lepsze niż mogłaby zgraja dorosłych nie powinien już nikogo dziwić. Tak samo wspomniane wychodzenie cało z opresji albo zdarzenia, które niczym elementy układanki, idealnie pasują do tego, co zaplanowali sobie wcześniej konspiranci. To wszystko sprawy, na które – oczekując rozrywki – powinno się przymknąć oko. Całe szczęście linia fabularna przestała straszyć przewidywalnością; bohaterowie nie są już prowadzeni prosto po nitce do kłębka. Nawet więcej, Deryn i Alek stali się postaciami rzeczywiście aktywnymi, trzymającymi los w swoich rękach. Wprawdzie wiążą się z tym nienaturalne przebłyski geniuszu, jednak młody czytelnik powinien odnaleźć w owej zmianie zaletę.
Większość wydarzeń rozgrywa się w pod prażącym słońcem Istambułu. Sceneria ta – barwny kulturowy tygiel, mechaniczne słonie i golemy, przepych kraju sułtana – jest udaną odskocznią od mroźnej Szwajcarii czy wnętrza darwinistycznego statku. Trzeba przyznać, że opisy Westerfelda, chociaż nie zniewalające, potrafią stworzyć właściwą atmosferę. Ubolewać można natomiast nad innym aspektem, a mianowicie za mało zarysowanymi wątkami pobocznymi. Autor wrzucił do lektury kilka ciekawych pomysłów, między innymi dzielnice etniczne albo działalność na kształt pierwszej fali feminizmu – kiedy to buntownicy planują udzielić prawa głosu kobietom. Niestety, wątki te, przytłoczone przygodą, w efekcie rozchodzą się po kościach. To zrozumiałe, że w zamyśle miały one jedynie tworzyć interesujące tło, ale nie zaszkodziłoby, gdyby autor poszedł o krok dalej, wzbogacając swoją opowieść.
Można odnieść wrażenie, że w tej części Deryn i Alek poddają pod rozwagę więcej kwestii niż miało to miejsce w Lewiatanie. Poza nieustannym ganieniem się Deryn, że przecież nie jest wsiową babą i nie powinna ulegać porywom serca, bohaterowie zdają się więcej myśleć, co niewątpliwie działa na korzyść książki. Zdrada stanu, skutki podejmowanych czynów, a także – już w pierwszych rozdziałach – wątpliwość Alka odnośnie do walki z Niemcami, tworzą płaszczyznę, której wcześniej brakowało. Przeciwwagą dla poważniejszych rozmyślań jest pociągnięcie perypetii Deryn związanych z podawaniem się za chłopaka. Na tym obszarze Westerfeld w pełni wykorzystał potencjał, co poskutkowało zaistnieniem sytuacji komicznych, ale również pełnych napięcia – o krok od odkrycia prawdy.
Behemot jest niepozbawioną wad, lecz udaną kontynuacją, wykorzystującą możliwości tak samo historii alternatywnej, jak i bazy ukształtowanej w Lewiatanie. Wartka akcja, przepisowa dla powieści młodzieżowej pochwała wartości, przygoda oraz zagadki, wszystko to powinno trafić w gusta młodych odbiorców. Czy w gusta czytelników starszych, to już kwestia indywidualnych upodobań. Ostatnim istotnym punktem, o jakim warto wspomnieć, są ilustracje zmalowane przez Keitha Thompsona. Klimatyczne i z pieczołowitością przedstawiające opisywane sytuacje łagodzą niesmak pozostawiony przez wątpliwej jakości okładkę.
Wydawnictwo Rebis, 2011
Szkoda, że nie zapowiada się na kontynuację pewnego wątku. :(
OdpowiedzUsuńMówiłam, że bohaterowie z czasem będą rozwijać się i dojrzewać. O wątku feministycznym też bym coś powiedziała, ale nie powiem, bo będzie spoiler do tomu trzeciego. Mały, bo mały, ale zawsze.
OdpowiedzUsuńCo do geniuszu głównych bohaterów, to w zasadzie nie jest to domena tylko powieści młodzieżowych (ale w nich to najlepiej widać, bo bohaterowie są siłą rzeczy młodsi). Już dawno przestałam zakładać, że główny bohater, o którym piszą, że jest zwyczajny, tak naprawdę nie jest. Inaczej po co robić go głównym bohaterem?;)
A mnie się tam koncepcja okładek podoba. Chociaż faktycznie, zdjęcie mogli dobrać lepsze.
Spodziewam się przejawów feminizmu w części trzeciej, ale to chyba w odniesieniu do wątku Deryn, a nie sytuacji w Konstantynopolu, prawda?
UsuńChyba muszę Cię rozczarować. Wątek feministyczny w każdym aspekcie umrze śmiercią naturalną. Ot, tyle, że Alek sobie uświadomi, że dziewczyny też mogą. A szkoda, bo to bardzo obiecujący wątek był.
UsuńJeszcze seria przede mną. Ale btw, jestem u Ciebie po raz pierwszy i żałuję, że nie wpadłam wcześniej, bo fajne książki czytasz ;D
OdpowiedzUsuńPozostaje mi tylko zaprosić do odwiedzania. ;)
UsuńSłyszałam o tej serii i bardzo chciałabym ją przeczytać. Czytałam kilka pozytywnych recenzji także "Behemota". W wolnym czasie chętnie bym się z nią poznała.;]
OdpowiedzUsuń