czwartek, 13 września 2012

Neil Gaiman, „Amerykańscy bogowie”


W jaki sposób rodzą się bogowie? Zdarza się, że wyskakują z głowy ojca albo wyłaniają wdzięcznie wprost z morskiej piany, to oczywiste. Różne kręgi kulturowe dysponują mniej lub bardziej niezwykłymi opisami, czy to ich narodzin, czy dziejów. Oczywiście tradycyjne opowieści o żywotach bogów lub herosów zawierają w sobie całokształt; Herakles przeżył co miał przeżyć, zabił kogo miał zabić, a później domknął mit, umierając i wstępując na Olimp. Historia zamknięta, jednak czy aby na pewno? Neil Gaiman w typowym dla siebie popkulturowym stylu rozwija temat, dopisując dalsze losy i całkiem dosłownie uzależniając istoty boskie od ludzi. Wszak kiedy wyznawców zabraknie, bogowie umierają.

Cień, który ostatnie trzy lata spędził w więzieniu, zdecydowanie nie pała chęcią pakowania się w kolejne kłopoty. Cichy i pokorny, jedyne czego pragnie, to wrócić do domu, do kochającej żony, przyjaciół i dawnego życia. Jak to jednak częstokroć w powieściach bywa, mimo niechęci bohatera, kłopoty i tak bardzo go lubią. Tym razem są one więcej niż niebagatelne. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że niebawem rozegra się bitwa, która wstrząśnie dotychczasowym porządkiem. Starzy bogowie z najdalszych zakątków świata – skandynawscy, rosyjscy, afrykańscy, hinduscy… – nie mają się najlepiej, na pewno nie na kontynencie amerykańskim. Zapomniani i opuszczeni, popadają w obłęd, umierają. We współczesnym świecie nie ma już dla nich miejsca. Są wypierani przez nowych bogów techno i samochodów, telewizji, Internetu i pieniądza. Cień przedziwnym zbiegiem okoliczności znajdzie się w środku wojny o przetrwanie.

Gaiman napisał historię szalenie różnorodną pod względem gatunkowym – Amerykańscy bogowie to thriller, kryminał, urban fantasy i powieść przygodowa w jednym. Zabieg ryzykowny? Niewątpliwie, zwłaszcza że do żonglerki konwencjami dochodzi również odważna eksploatacja mitologii. Autorowi należą się wyrazy uznania za to, że zdołał połączyć wszystkie te elementy tak, by zgrabnie ze sobą współgrały. Ba, połączenie w efekcie przyniosło barwną, wielopłaszczyznową opowieść z atmosferą, o której trudno się zapomina. Czytelnicy znający inne utwory Anglika zapewne zgodzą się ze stwierdzeniem, że jest on gawędziarzem o nieposkromionej wyobraźni, garściami czerpiącym zarówno z popkultury jak i motywów klasycznych. Cóż, nie inaczej przedstawia się to w tym przypadku.

Tło mitologiczne stanowi fundament powieści i jednocześnie siłę napędową większości wydarzeń. Rozgrywka toczy się o istnienie bogów i to oni odgrywają tu kluczową rolę; zdumiewające, zagadkowe istoty pamiętające świat u zarania dziejów, zmuszone radzić sobie w kraju, który już ich nie potrzebuje. Do Ameryki bowiem sprowadzili bogów imigranci, w czasach Kolumba i wcześniej, wiele lat przed nim. Oni wszyscy – Kali, Czernobog, Loucetios, Bastet, Loki i wielu innych – tworzą na kartach powieści niezapomniane panoptikum. To za ich pomocą Gaiman stawia przed odbiorcą pytania, z najbardziej znaczącym na czele: o tożsamość Ameryki, kraju mnogości kultur i wierzeń, pędzącym w konsumpcjonizm na złamanie karku. Nie da się ukryć, że tkwi w tym prostota przekazu, ale też nie można odmówić jej prawdziwości.

Powieść oferuje prawdziwe bogactwo odniesień, symboli oraz aluzji, czasem nieoczywistych, tak że nawet samo ich odczytywanie może stanowić nie lada przyjemność. Warto wspomnieć również o typowym dla autora poczuciu humoru – udowadniają je między innymi niezapomniane rozmowy z żoną albo spotkanie z krukiem Odyna. Niestety, wśród całego splendoru charakterystycznych postaci, kolejnych sennych wizji oraz równie onirycznych wydarzeń na jawie, zatraca się gdzieś tempo akcji. Najmniej zajmujące fragmenty ciągną się w nieskończoność. To jedyny tak znaczny mankament powieści, lecz wystarczająco spory, by mieć go na uwadze.

Neil Gaiman stworzył więc książkę wieloaspektową, ale nie tak doskonałą jak można by się tego spodziewać, patrząc na szpaler zdobytych nagród – Hugo, Nebula, Locus oraz Bram Stoker Award, a wszystko to w kategorii za najlepszą powieść. Niemniej jednak, próżno szukać drugiego utworu literackiego w kręgu fantastyki tak znakomicie poruszającego temat, którym zajął się Gaiman.

Wydawnictwo Mag, 2002

8 komentarzy:

  1. Bardzo lubię tę powieść Gaimana właśnie za tą zabawę konwencjami i naprawdę bogate odniesienia do mitologii, o których piszesz. Co do wad, miałam wrażenie, że powieść bardzo wolno się rozkręca, trzeba się przebić przez spory kawał tekstu, żeby naprawdę zaskoczyć. Z tego powodu, podchodziłam do niej kilka razy. Ale jak już przeszłam przez trudny początek, to podobało mi się bardzo i nie stwierdziłam irytujących dłużyzn ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod tym względem u mnie było zupełnie odwrotnie. Początek z burzą niesamowicie klimatyczny, mrowie niedopowiedzeń, czyta się szybko, żeby w końcu zrozumieć, no i wszystkie te spotkania z Laurą - nie miałabym się do czego przyczepić. Dopiero później, mniej więcej po panu Ibisie, co jakiś czas napotykałam słabsze, nudniejsze fragmenty. Ale to tylko potwierdza, że można całkiem inaczej odebrać tę książkę. Opinie, że gniot albo że Gaiman nie potrafi pisać powieści, też widziałam.

      Usuń
    2. Kurczę, jak różny może być odbiór. No, że "gniot" to według mnie przesada ;)

      Usuń
  2. Ja jestem jedną z tych lekko zawiedzionych czytelniczek. Powieść wydała mi się ledwie dobra, a po takiej uhonorowanej książce spodziewałam się znacznie więcej. Jednocześnie doceniam ogrom pracy autora, ale nie sprawia to, że książka bardziej mi się podoba. W ogóle tak mam z Gaimanem, że jego teksty adresowane do dzieci podobają mi się znacznie bardziej, niż te dla dorosłych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już chyba bywa, że kiedy za powieścią ciągnie się sznurek nagród, można się spodziewać cudów (i wcale ich nie dostać). Gaiman pisze specyficznie i przyznaję, że nawet ja lubię jego książki dla młodszych. ;)

      Usuń
  3. W moim odczuciu książka bardzo dobra, acz nie rewelacyjna (czytałem wersję autorską). Nie miałem żadnych problemów z zatopieniem się w lekturze, a już tym bardziej z nudą, ale jestem w stanie zrozumić czytelników, których "AB" nie wciągnęli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, aczkolwiek mnie trudno jest zrozumieć tych, którzy oceniają 1/10 - co zauważyłam na LC. (Dla mnie jedna z niezgłębionych tajemnic wszechświata).

      Usuń
  4. Ta książka ma klimat, który bardzo mi odpowiada. I zgadzam się, że początek był lepszy, a druga część była słabsza. Jestem za to zachwycona postacią Cienia. To jedna z moich ulubionych postaci literackich.

    OdpowiedzUsuń