„Senator miał na poparcie swego twierdzenia jeden jedyny argument: uczucie. Tam gdzie przemawia serce, nie wypada, aby rozum zgłaszał wątpliwości. W krainie kiczu panuje dyktatura serca. Ale uczucie, które budzi kicz, musi być takie, aby mogły je podzielać masy. Dlatego kicz nie może się opierać na sytuacji wyjątkowej, lecz na podstawowych obrazach, które ludzie mają wbite w świadomość: niewdzięczna córka, odtrącony ojciec, dzieci biegnące po trawniku, zdradzona ojczyzna, wspomnienie pierwszej miłości.
Kicz wyciska dwie łzy wzruszenia. Pierwsza łza mówi: jakie to piękne, dzieci biegnące po trawniku!
Druga łza mówi: jakie to piękne, wzruszać się wraz z całą ludzkością dziećmi biegnącymi po trawniku!
Dopiero ta druga łza robi z kiczu kicz.
Braterstwo wszystkich ludzi świata można zbudować wyłącznie na kiczu.
Kadr z filmu Praska Wiosna |
Nikt tego nie wie lepiej niż politycy. Kiedy znajdą się w pobliżu aparatu fotograficznego, zaraz łapią najbliższe dziecko, aby je podnieść do góry i całować w policzki. Kicz jest estetycznym ideałem wszystkich polityków, wszystkich politycznych partii i ruchów.
W społeczeństwie, w którym istnieją obok siebie różne kierunki polityczne i ich wpływy się wzajemnie znoszą albo ograniczają, możemy jeszcze jako tako uciec przed inkwizycją kiczu. Jednostka może uchronić swą osobowość, a artysta stworzyć nieoczekiwane dzieła. Ale tam, gdzie pełną władzę ma jeden jedyny ruch polityczny, znajdujemy się natychmiast w krainie kiczu totalnego.
Jeżeli mówię totalnego, oznacza to, że wszystko, co narusza kicz, jest eliminowane z życia: każdy przejaw indywidualizmu (dlatego że każda odrębność jest plunięciem w twarz uśmiechającemu się braterstwu), każda wątpliwość (dlatego że kto zaczyna wątpić w drobiazgi, musi skończyć na zwątpieniu w życie jako takie), ironia (dlatego że w krainie kiczu wszystko należy traktować ze śmiertelną powagą), ale i matka, która porzuciła rodzinę, albo mężczyzna, który woli mężczyzn od kobiet i zagraża świętemu przykazaniu kochajcie się i rozmnażajcie się.
Z tego punktu widzenia możemy uważać tak zwany gułag za rodzaj dołu kloacznego, do którego kicz totalny wyrzuca odpadki”.
Milan Kundera, Nieznośna lekkość bytu, tłum. Agnieszka Holland
Och, jakie to piękne, gdybym mogła, to bym dała lajeczka.^^ *intensywnie zastanawia się, czy mają w najbliższej bibliotece źródło cytatu, ale nie wie i dochodzi do wniosku, że przy najbliższej okazji będzie musiała sprawdzić*
OdpowiedzUsuńChciałam to sobie ręcznie na papier przepisać, jak zwierzę, ale chyba poczekam, aż mi wpadnie w łapki papierowy pierwowzór.
Mnie podoba się szczególnie jeszcze jeden fragment, ale wybrałam ten tutaj, bo tamtemu musiałabym nadać tytuł „O Bogu i gównie”.
OdpowiedzUsuńIntrygująco się zapowiada ten drugi cytat.;)
OdpowiedzUsuńPoprosimy "O Bogu i gównie"!...
OdpowiedzUsuńAle to tylko tak dla Was, w ramach przyjaźni i oddania międzyblogowego:
OdpowiedzUsuń„Dopiero w 1980 roku mogliśmy dowiedzieć się z »Sunday Times«, jak umarł syn Stalina, Jakow. W czasie II wojny światowej umieszczono go jako jeńca w niemieckim obozie razem z oficerami angielskimi. Mieli wspólną ubikację. Syn Stalina zostawiał ją zapaskudzoną. Anglicy nie mieli ochoty patrzeć na ubikację umazaną gównem, nawet jeśli było to gówno syna najpotężniejszego wówczas człowieka świata. Wytknęli mu to. Obraził się. Wytknęli mu to ponownie i zmusili, żeby wyczyścił latrynę. Zdenerwował się, pokłócił z nimi, pobili się. Wreszcie zażądał widzenia z komendantem obozu. Chciał, żeby ich rozsądził, ale zadufany Niemiec odmówił rozmawiania o gównie. Syn Stalina nie potrafił znieść poniżenia. Miotając w niebo straszne rosyjskie przekleństwa, rzucił się pędem ku naelektryzowanym drutom, które otaczały obóz. Runął na nie. Jego ciało, które już nigdy nie zanieczyści Anglikom klozetu, zawisło w bezruchu.
2
Syn Stalina nie miał łatwego życia. Ojciec spłodził go z kobietą, którą potem wedle wszelkich danych zastrzelił. Młody Stalin był więc synem Boga (gdyż ojciec jego był czczony jak Bóg), a jednocześnie był przez Boga odtrącony. Ludzie bali się go podwójnie: mógł im zaszkodzić swą mocą (był przecież synem Stalina) i swą przyjaźnią (zamiast odtrąconego syna, ojciec mógł ukarać jego przyjaciół). Odtrącenie i wyniesienie, szczęście i nieszczęście, nikt inny nie odczuł konkretniej, jak wymienne są te przeciwieństwa i że od jednego bieguna ludzkiej egzystencji do drugiego jest tylko krok. (…) Od najwyższego dramatu do najniższego jest więc tak zawrotnie blisko? (…) Syn Stalina oddał życie za gówno. Ale śmierć za gówno nie jest śmiercią bez sensu. Niemcy, którzy oddawali życie, aby rozszerzyć terytorium swej Rzeszy na Wschód, Rosjanie, którzy umierali, aby władza ich ojczyzny sięgała dalej na zachód, tak, ci umierali za głupstwa, ich śmierć jest pozbawiona sensu i ogólniejszego znaczenia. Natomiast śmierć syna Stalina była wśród ogólnego kretynizmu wojny jedyną śmiercią metafizyczną.
3
Kiedy byłem mały i oglądałem Stary Testament w wersji dla dzieci, ozdobiony rycinami Gustawa Dore, widziałem tam Pana Boga na obłoku. Był to stary człowiek z oczami, nosem i długą brodą, mówiłem więc sobie, że skoro ma usta, musi jeść. A skoro je, musi mieć również kiszki. Ta myśl peszyła, bo choć byłem dzieckiem z rodziny raczej niewierzącej, czułem, że wyobrażenie Bożych kiszek ma w sobie coś z bluźnierstwa. Bez jakiegokolwiek przygotowania teologicznego, spontanicznie rozumiałem więc już jako dziecko nieodłączność gówna i Boga, i płynącą stąd wątpliwość dotyczącą podstawowej tezy antropologii chrześcijańskiej, według której człowiek został stworzony na podobieństwo Boże. Albo – albo: albo człowiek jest stworzony na podobieństwo Boże i wówczas Bóg ma kiszki, albo Bóg nie ma kiszek i człowiek nie jest do niego podobny. Starzy gnostycy odczuwali to równie dobrze jak ja w wieku pięciu lat. Walentyn, wielki mistrz gnozy w II wieku, chcąc rozwiązać ten przeklęty problem twierdził, że Jezus »jadł, pił, ale nie defekował«. Gówno jest trudniejszym problemem teologicznym niż zło. Bóg obdarzył człowieka wolnością, możemy więc w końcu przyjąć, że nie jest odpowiedzialny za zło, które człowiek czyni. Ale odpowiedzialność za gówno ponosi w pełni ten, kto stworzył człowieka”.