Rok dwa tysiące szósty – rok pierwszego wydania Horror show – okazał się nader szczęśliwy dla Krakowa. Miasto to, obok surrealistyczno-gotyckiego obrazu zaproponowanego przez Łukasza Orbitowskiego, doczekało się wówczas piekielnej wersji Marcina Świetlickiego (Dwanaście) oraz, niedługo później, iście makabrycznych przedstawień Gai Grzegorzewskiej (m.in. Noc z czwartku na niedzielę). Teraz, gdy wiemy już jak wielkie pokłady zła czają się w mieście królów polskich, powrót do debiutanckiej powieści Orbitowskiego nie zaskakuje. Tym bardziej, że ta stusześćdziesięciostronicowa „książka wkurwionego gówniarza” (jak sam autor ją opisuje), nie jest rzeczą, do której chciałoby się wracać po wielokroć.
Łukasz Orbitowski, „Horror show” – Kraków jak trumna
Rok dwa tysiące szósty – rok pierwszego wydania Horror show – okazał się nader szczęśliwy dla Krakowa. Miasto to, obok surrealistyczno-gotyckiego obrazu zaproponowanego przez Łukasza Orbitowskiego, doczekało się wówczas piekielnej wersji Marcina Świetlickiego (Dwanaście) oraz, niedługo później, iście makabrycznych przedstawień Gai Grzegorzewskiej (m.in. Noc z czwartku na niedzielę). Teraz, gdy wiemy już jak wielkie pokłady zła czają się w mieście królów polskich, powrót do debiutanckiej powieści Orbitowskiego nie zaskakuje. Tym bardziej, że ta stusześćdziesięciostronicowa „książka wkurwionego gówniarza” (jak sam autor ją opisuje), nie jest rzeczą, do której chciałoby się wracać po wielokroć.